Wiele jest czynników mających wpływ na kondycję społeczeństwa. Jednym z nich jest istnienie mitów, na podstawie których kształtujemy i poczucie przynależności oparte na dumie, i wiarę w siebie samych, i w innych. Inaczej mówiąc, przeświadczenie, że potrafimy osiągać cele i dorównywać najlepszym.
W latach 90. i przez pierwszą dekadę obecnego wieku symbolem polskiej transformacji gospodarczej stała się giełda warszawska. Ale – czy „stała się”? Ten bezosobowy zwrot sugeruje przypadkowość opartą na zbiegu okoliczności i szczęściu. Tymczasem i jednego, i drugiego było w tej historii niewiele. Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie powstała jako sztandarowa instytucja polskiego kapitalizmu i antyteza poprzedniego ustroju. Antyteza przede wszystkim w sensie otwartości na uczenie się i adaptowanie się do standardów świata nazywanego dziś globalnym Zachodem.
W ciągu pierwszego 20-lecia polskiej giełdy zdefiniowaliśmy wszystkie jej podstawowe atrybuty. Stworzyliśmy polską markę finansową, rozpoznawalną – i to jak dobrze – w całym regionie Europy Środkowej i Wschodniej, a gdzieniegdzie także poza nim. To nie banki, sprzedające przecież masowe produkty, lecz giełda uosabiała nową Polskę.
Pokolenie, rozpoczynające dziś pisanie swojej dorosłej historii, a może nawet już pokolenie poprzednie, prawdopodobnie nie rozpoznają w dzisiejszym obrazie polskiego rynku kapitałowego znaków tamtej monumentalnej przeszłości. Giełda przy Książęcej korzysta nadal z prestiżu, lecz jest postrzegana jako jedna z wielu instytucji szeroko rozumianej infrastruktury. W tysiąc razy lepszym stanie się znajdująca, niż – dajmy na to – Poczta Polska, ale jednak infrastruktury. Taka percepcja bierze się z obecnych niedostatków rynku giełdowego, ewidentnych zarówno z perspektywy przedsiębiorcy, jak i inwestora. Mówi się czasem, że rynek słabuje, ale za to instytucje – GPW, KDPW – działają dobrze. To prawda, lecz sprawne instytucje bez dynamiki rynkowej są jak akwaria bez ryb.
A jednak polska giełda zasługuje na coś więcej. Na to, by przechowywano jej mit jako instytucji założycielskiej polskiego nowoczesnego kapitalizmu. Nie po to, aby oddawać sprawiedliwość jakimkolwiek konkretnym postaciom czy organizacjom. Warto natomiast doceniać zbiorową energię, jaka w latach formowania się rynku kapitałowego stanowiła jego koło zamachowe.