Maciej Stańczuk: Dlaczego Niemcy boją się deficytu budżetowego

Niemców można i trzeba dzisiaj krytykować. Jednak czasami warto spojrzeć na ich niełatwą historię, bo tam można odnaleźć wiele odpowiedzi na ich dzisiejsze, trochę aberracyjne zachowania.

Publikacja: 09.02.2024 03:00

Maciej Stańczuk: Dlaczego Niemcy boją się deficytu budżetowego

Foto: Bloomberg

Podzielam opinię prof. Andrzeja Sławińskiego o nierozsądnej i nieuzasadnionej polityce budżetowej rządu niemieckiego po 2009 r. – tzw. czarnego zera, czyli wypracowywania przez Niemcy nadwyżki budżetowej w warunkach wysokich oszczędności („Niemcy – cień Weimaru”, „Rzeczpospolita”, 30.01.2023). Niemniej szukanie przyczyn takiej polityki w Republice Weimarskiej przed 100 laty, która rzekomo kierowała się zasadą zrównoważonego budżetu, nie jest, moim zdaniem, prawdziwym wytłumaczeniem. To właśnie przykre doświadczenia katastrofy gospodarczej Republiki Weimarskiej wyjaśniają konserwatyzm Niemców – niezależnie od barw politycznych – wobec podstawowych zasad polityki fiskalnej.

Jaka była gospodarka Republiki Weimarskiej

Przyjrzyjmy się zatem, co działo się w gospodarce niemieckiej w czasach Republiki Weimarskiej, której koniec oznaczał dojście Hitlera do władzy. Pokój zawarty w traktatach wersalskich po przegranej I wojnie światowej był w wielu niemieckich środowiskach uznawany za efekt spisku liberałów i socjalistów przeciw armii, a narzucone w nim przez zwycięzców warunki za upokarzające.

W 1922 r. zawarty został między Niemcami a Rosją sowiecką układ w Rapallo, który przewidywał współpracę dyplomatyczną, gospodarczą i wojskową oraz rezygnację z wypłat reparacji. Układ ten został negatywnie odebrany przez mocarstwa zachodnie, zwłaszcza Francję.

Czytaj więcej

Niemcy. Skrajni populiści z AfD blisko ekstremizmu

Gospodarka Republiki Weimarskiej od początku obciążona była grzechem pierworodnym w postaci konieczności płacenia wysokich reparacji wojennych i katastrofalnym spadkiem wartości własnej waluty. Banknot o nominale 100 bilionów marek stał się symbolem tego okresu. Niemcy bowiem finansowali działania wojenne w latach 1914–1918 za pomocą dodruku pieniądza, licząc na to, że zwycięstwo pozwoli zrekompensować poniesione koszty.

Porażka zniweczyła te nadzieje i spowodowała powstanie dużej presji inflacyjnej. Wiosną 1920 r. dolar wart był ponad 83 marki, podczas gdy w sierpniu 1914 r. można było za niego dostać tylko 4 marki.

Jakby tego było mało, wielu niemieckich ekonomistów, w tym prezes Reichsbanku Havenstein, nie wiedziało, jak radzić sobie z kryzysem, którego przyczyny nie były dla nich jasne. Reakcją na spadek wartości pieniądza było dalsze zwiększenie jego emisji, co pogłębiło naturalnie dewaluację niemieckiej waluty, nie mówiąc o eksplozji inflacji. W rezultacie w lutym 1922 r. dolar osiągnął wartość ponad 200 marek. Latem 1923 r. inflacja była już ogromna.

Nieco wcześniej, w styczniu, Francuzi i Belgowie rozpoczęli okupację Zagłębia Ruhry, głównego regionu przemysłowego Niemiec. Miała to być kara za zaległości w zapłacie reparacji wojennych. Rząd w Berlinie odpowiedział biernym oporem. Wezwał robotników na zajętych terenach, by powstrzymali się od pracy, a jednocześnie zagwarantował im, że nadal będą otrzymywać wynagrodzenia. Wraz z ciągłym kryzysem politycznym spowodowało to załamanie gospodarcze. W lipcu za dolara trzeba było już zapłacić 100 tysięcy marek, w sierpniu 300 tysięcy, a we wrześniu 3 miliony. Rekord padł 1 grudnia, gdy kurs dolara sięgnął 6,7 biliona marek.

Oczywiście hiperinflacja wywarła ogromny wpływ na niemieckie społeczeństwo. Bochenek chleba czy zwykły znaczek pocztowy kosztowały tej jesieni ponad bilion marek. Klasa średnia straciła wszystkie swoje oszczędności. By zrekompensować robotnikom inflację, często wypłacano im pensję dwukrotnie w ciągu dnia, a do jej transportu potrzebna była taczka. Codziennością stał się handel wymienny. Dzieci bawiły się bezwartościowymi stertami pieniędzy, rodzice palili banknotami w kominkach, żebracy zaś odmawiali przyjmowania nominałów poniżej miliona.

Trudno się więc dziwić Niemcom, że trauma katastrofy Republiki Weimarskiej pozostała im do dzisiaj i dlatego każdy szef Bundesbanku czy przedstawiciel Niemiec w zarządzie EBC jest zwolennikiem rygorystycznej polityki monetarnej i silnego pieniądza.

Wstrząs polityczny

Wysoka inflacja wywoływała nieuchronnie także skutki polityczne i przez chwilę wydawało się, że Niemcy znalazły się na granicy rozpadu. W Hamburgu i Turyngii wybuchły komunistyczne powstania, a w listopadzie 1923 r. próbę przechwycenia władzy podjął Hitler (pucz monachijski). Kryzys został w końcu opanowany zimą na przełomie lat 1923 i 1924, kiedy to zmarł Havenstein, a nowym prezesem Reichsbanku został Hjalmar Schacht.

Pod jego kierownictwem przeprowadzono reformę walutową, zastępując stare papiermarki nowymi rentmarkami, których nominały były niższe o – bagatela – 12 zer. W kolejnych latach sytuacja wewnętrzna w kraju uległa stabilizacji, a Hitler znalazł się na marginesie życia politycznego. Hiperinflacja nie została jednak zapomniana.

W 1929 r. wybuchł światowy kryzys i chociaż tym razem problemem była deflacja, doświadczenia sprzed sześciu lat ożyły w pamięci społecznej. Popularne stało się niebezpieczne przekonanie, że naprawy wymaga cały system polityczny, a w centrum uwagi znaleźli się propagatorzy radykalnych rozwiązań. Jeszcze w 1928 r. w wyborach do Reichstagu naziści zdobyli tylko 2,6 proc. głosów, ale dwa lata później ich poparcie wyniosło już 18 proc. Od tego czasu liczba ich zwolenników rosła.

NSDAP zyskało znaczenie na scenie politycznej na skutek krachu na nowojorskiej giełdzie z 1929 r. Stubilionowy banknot przypomina jednak, że również wcześniejszy kryzys musi być brany pod uwagę jako źródło popularności nazizmu, to wówczas bowiem podważona została wiara społeczeństwa w polityczne i gospodarcze status quo.

Hitler został kanclerzem Niemiec, jeszcze zanim minęło dziesięć lat od listopada 1923 r. Wielki kryzys w 1929 r. spowodował wzrost ekstremizmu politycznego. Nacjonalistyczne i antykomunistyczne hasła NSDAP i jej propaganda socjalnego i gospodarczego cudu przyniosły sukces wyborczy.

Po zwycięstwie NSDAP prezydent von Hindenburg powołał Hitlera na kanclerza, który po śmierci prezydenta w 1934 r. przejął władzę prezydencką z tytułem wodza Rzeszy (Führer). Wydane 28 II 1933 r., po pożarze w Reichstagu, rozporządzenia „O ochronie narodu i państwa” oraz „O zdradzie narodu…” wprowadziły w Niemczech stan wyjątkowy, trwający aż do końca III Rzeszy, a uchwalona w 1933 r. ustawa o pełnomocnictwach rządu dała mu możliwość wydawania ustaw sprzecznych z konstytucją.

Jaka była polityka gospodarcza Hitlera

Hitler jest jednym z najbardziej znienawidzonych ludzi na świecie, wręcz archetypem zła. Ten pogląd nie dotyczy jednak jego polityki ekonomicznej, która jest stosowana przez rządy na całym świecie – pisał prawie dekadę temu szef renomowanego amerykańskiego Instytutu Misesa w artykule „Ekonomia Hitlera”. Prawdopodobnie dlatego, że po kryzysie 2008 r. wzrosła aktywność państwa.

Popularność nazistowskiej wizji gospodarki dziwi. Bo w rzeczywistości hitlerowcy obniżyli poziom życia Niemców o jedną czwartą i ponad pięciokrotnie zwiększyli zadłużenie państwa. Napad Niemiec na Polskę i innych sąsiadów nie był wyborem, ale koniecznością. Inaczej III Rzesza musiałaby ogłosić bankructwo.

Pochwały polityki ekonomicznej Hitlera to zaś dowód na sukces propagandy Goebbelsa. „Cechą charakterystyczną naszego programu ekonomicznego jest to, że nie mamy go wcale”, przyznał Hitlter (cytat ten podaje Hans-Joachim Braun w książce „The German Economy in the Twentieth Century”). Niemcy od lat przegrywali w gospodarczej walce praktycznie ze wszystkim liczącymi się konkurentami. W 1937 r., po czterech latach rządów faszystów, PKB Niemiec był na poziomie 136 proc. tego z 1913 r. W USA było to 172 proc., w Szwecji 174 proc., we Włoszech 154 proc., a w Wielkiej Brytanii 146 proc.

W tej sytuacji do podtrzymania mitu o sukcesie gospodarczym konieczne było manipulowanie statystykami. W styczniu 1933 r., w ostatnim okresie Republiki Weimarskiej, bezrobocie sięgnęło 6 milionów osób (30 proc. siły roboczej). W marcu 1933 r. Hitler przejął pełnię władzy. Już w styczniu kolejnego roku ze statystyk wynikało, że bez pracy jest tylko 3,3 miliona osób. W jaki sposób w kilka miesięcy znaleziono dlań pracę? Otóż naziści wykluczyli ze statystyk bezrobotne kobiety, uznając, że ich miejsce jest w domu z dziećmi (słynne Kinder, Küche, Kirche). Dodatkowo tam, gdzie było to możliwe, kobiety zwalniano z pracy i zatrudniano mężczyzn. Usunięto ze statystyk i wyrzucano z pracy także Żydów, a mieszkało ich wówczas w Niemczech 0,5 miliona. Ponadto w 1935 r. przywrócono pobór do wojska (w 1939 r. w armii służyło 1,4 miliona osób), czyli bezrobotni zostali wcieleni do armii i w ten sposób zniknęli ze statystyk.

Oczywiście masowe zbrojenia doprowadziły do zwiększenia zatrudnienia. Warto jednak wiedzieć, jakim kosztem się to odbyło. Otóż zdelegalizowano związki zawodowe. Ich rolę przejął faszystowski Niemiecki Front Pracy (DAF), na którego czele stał Robert Ley. DAF doprowadził do zwiększenia liczby przepracowanych godzin z 60 do 72 tygodniowo. Pracownicy w Niemczech zaczęli przypominać chłopów feudalnych: od 1936 r. nie mogli odejść z pracy bez zgody pracodawcy. A bezrobotnych za odmowę przyjęcia pracy zaoferowanej przez państwo czekał obóz koncentracyjny.

Płace w dół

Od 1933 r. do 1939 r. płace zrzeszonych w DAF nominalnie trochę spadły, choć ceny wzrosły w tym okresie o 25 proc. W momencie rozpoczęcia II wojny światowej niemieccy pracobiorcy mogli za swoje pensje kupić o 1/4 mniej niż w przed przejęciem władzy przez Hitlera. Nie bez powodu w 1937 r., w porównaniu z 1927 r., sprzedawano w Niemczech mniej pszennego chleba, mleka, mięsa, jaj, ryb i owoców tropikalnych. Jedyne rzeczy, których Niemcy jedli więcej, to ziemniaki, żytni chleb i ser.

Za rządów narodowych socjalistów Niemcy nie zarabiali wiele, ale władze rozdawały uznaniowo różne dobra po atrakcyjnych cenach. Wprowadzono np. program „Kraft durch Freude” („siła przez radość”), który miał zorganizować czas wolny pracownikom. W jego ramach wycieczka promem na Wyspy Kanaryjskie kosztowała 62 marki, narty w bawarskich Alpach 28 marek, a dwutygodniowa wycieczka objazdowa dookoła Włoch 155 marek. Dla porównania robotnik w fabryce Kruppa zarabiał ok. 180 marek miesięcznie.

Historię wycieczkowca „Wilhelm Gustloff”, który odbywał takie rejsy przed wojną, a został w styczniu 1945 r. zatopiony sowiecką torpedą blisko Łeby (w wodach Bałtyku zginęło wówczas ok. 10 tysięcy osób, co jest największą katastrofą morską w dziejach świata), opisał w genialny sposób niemiecki noblista i gdańszczanin Günter Grass w swojej słynnej powieści „Im Krebsgang”.

Popularnością cieszył się także program oszczędzania na volkswagena garbusa. Auto kosztowało 990 marek. Robotnicy mogli wpłacać na specjalne konta 5 marek tygodniowo. Po zebraniu 750 marek mieli otrzymać auto. W praktyce jednak w ramach programu nie otrzymał go nikt, a pieniądze skonfiskowano na zbrojenia.

„Cudotwórca” Hitler, tak wielbiony do dziś przez radykalną prawicę w wielu częściach świata za rzekome sukcesy gospodarcze – również w niektórych kręgach w Polsce – okazał się zwykłym oszustem. W rzeczywistości doprowadził gospodarkę Niemiec do bankructwa. By jakoś finansować awanturniczą politykę i megawydatki na zbrojenia, horrendalnie podniósł podatki.

W III Rzeszy istniało 21 ustalanych przez rząd federalny podatków, w tym specjalny podatek na zbrojenia. Najważniejszy był podatek dochodowy z sześcioma progami. W najwyższym (od 100 tysięcy marek rocznie) należało oddać państwu połowę dochodu. Co ważne, zanim pracownik otrzymał pensję, w firmie pobierano ok. 15-proc. podatek od funduszu płac.

Druk pustego pieniądza

Jednak same podatki, nawet tak wysokie, nie wystarczyłyby na program uzbrojenia armii. W 1928 r. rząd miał 10 miliardów marek wpływów podatkowych i 12 miliardów marek wydatków (budżet nie był zatem zrównoważony). W 1939 r. przychodów było 15 miliardów marek, ale wydatków już 30 miliardów marek. W każdym roku od objęcia władzy naziści zadłużali państwo. W efekcie dług publiczny wzrósł z 12 proc. PKB w 1933 r. do 25,5 proc. w 1937 r. i 46 proc. PKB w 1939 r. Ale naprawdę zadłużenie było znacznie wyższe. Zgodnie bowiem z ustawą z 1924 r. bezpośrednie pożyczki Reichsbanku, banku centralnego Niemiec, dla rządu nie mogły przekroczyć 100 milionów marek. Aby ominąć ten zakaz, prezes Reichsbanku Schacht doprowadził do wprowadzenia do obiegu tzw. weksli Mefo. Wystawiała je firma wydmuszka Metallurgische Forschungsgesellschaft. Były gwarantowane przez państwo, a firmy mogły je zamienić na gotówkę z dyskontem w każdym niemieckim banku. A każdy bank mógł je z kolei spieniężyć w Reichsbanku.

W latach 1934–1938 pokryły one 30 proc. wydatków za zbrojenia (w kwietniu 1938 r. w obiegu krążyło 12 miliardów marek w wekslach). W taki sposób człowiek Hitlera w banku centralnym drukował pusty pieniądz. W jednym z wywiadów w 1938 r. Schacht powiedział: „Żaden bank centralny w czasie pokoju nie prowadził takiej odważnej polityki kredytowej jak Reichsbank, od momentu przejęcia władzy przez Narodowych Socjalistów. To dzięki tej polityce kredytowej Niemcy uzbroiły się tak, że nikt nie może im dorównać”.

Jednak w tym samym roku Schacht, który pełnił wówczas także funkcję ministra ds. gospodarki, alarmował Hitlera, że wydatki zbrojeniowe doprowadzają Niemcy do bankructwa. Schacht napisał, że „nieograniczony wzrost wydatków państwowych uniemożliwia każdy wysiłek mający na celu uporządkowanie budżetu, co doprowadzi stan finansów państwa na skraj przepaści, a tym samym zrujnuje bank emisyjny i zepsuje pieniądz. Jak na razie nie istnieje żadna genialna i rozsądna recepta, aby przeciwdziałać niszczycielskim wpływom polityki gospodarczej, którą cechują nieograniczone wydatki socjalne”.

Hitler zdymisjonował Schachta i mianował na jego miejsce Hermanna Göringa. Miał on kontynuować politykę zbrojenia się „po trupach”. Ceny i płace zaczęły być ściśle kontrolowane przez państwo, a dywidendy w firmach ograniczone do 6 proc. W ten sposób nazistowskie Niemcy doczekały 1 września 1939 r. i rozpoczęły drugą część „planu ekonomicznego” III Rzeszy. Była to wielka grabież sąsiadów oraz zrobienie z obywateli tych krajów niewolników, czyli najtańszej siły roboczej, która zapracuje na spłatę nazistowskich długów.

Niemców można i trzeba dzisiaj krytykować, gdyż często trudno zrozumieć ich zachowanie. Prócz polityki budżetowej po pandemii Covid-19 takim niezrozumiałym obszarem jest też polityka energetyczna polegająca na wyłączeniu wszystkich reaktorów jądrowych w kraju. Jednak czasami warto spojrzeć na ich niełatwą historię, gdyż w niej można odnaleźć wiele odpowiedzi na dzisiejsze, trochę aberracyjne zachowania.

Maciej Stańczuk

Członek TEP, doradca ekonomiczny BCC.

Podzielam opinię prof. Andrzeja Sławińskiego o nierozsądnej i nieuzasadnionej polityce budżetowej rządu niemieckiego po 2009 r. – tzw. czarnego zera, czyli wypracowywania przez Niemcy nadwyżki budżetowej w warunkach wysokich oszczędności („Niemcy – cień Weimaru”, „Rzeczpospolita”, 30.01.2023). Niemniej szukanie przyczyn takiej polityki w Republice Weimarskiej przed 100 laty, która rzekomo kierowała się zasadą zrównoważonego budżetu, nie jest, moim zdaniem, prawdziwym wytłumaczeniem. To właśnie przykre doświadczenia katastrofy gospodarczej Republiki Weimarskiej wyjaśniają konserwatyzm Niemców – niezależnie od barw politycznych – wobec podstawowych zasad polityki fiskalnej.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację