Pół żartem, pół serio można wyjaśnić, dlaczego na czele największych grup deweloperskich stoją często menedżerowie z wykształceniem prawniczym. Legislacja jest dla tego biznesu równie ważna, co czysto ekonomiczne aspekty.
Inwestycje deweloperskie charakteryzują się bardzo długim cyklem, sama budowa trwa dwa lata, a przecież trzeba najpierw kupić i przygotować grunt, uzyskać segregatory pozwoleń. Tymczasem tempo pracy instytucji i urzędów pozostawia wiele do życzenia. Stąd stabilne otoczenie prawne jest dla deweloperów marzeniem nierzadko większym niż programy wspierania popytu.
Czytaj więcej
Nawet kilkaset inwestycji może trafić do kosza. Podaż lokali spadnie, ceny wzrosną – to według branży skutki szybkiego wdrożenia nowych zasad budowania. Mają one ukrócić patodeweloperkę.
Wchodzące w życie od 1 kwietnia pod sztandarami walki z patodeweloperką przepisy z pewnością utrudnią lub nawet skasują pewną pulę inwestycji. Początkowo rozporządzenie miało zacząć obowiązywać po zaledwie dwóch miesiącach, ostatecznie branża wywalczyła dodatkowy kwartał. Vacatio legis w Polsce to temat na oddzielną dyskusję i komentarz. Być może jednak, skoro motywem przewodnim nowych regulacji była walka z wypaczeniami, trudno było oczekiwać, by decydenci mieli dawać długi okres przejściowy.
Nowe przepisy utrudnią lub nawet skasują pewną pulę inwestycji
Warto się też zastanowić, jak mocno powinna być dokręcona legislacyjna śruba – wiara, że rynek sam się ureguluje (zwłaszcza w erze ESG), jest raczej naiwna. Choć branża broni się, że patodeweloperka to domena „cwaniaczków”, to niestety i markowym graczom zdarzają się projekty, delikatnie mówiąc, niepodążające za ideami miasta 15-minutowego czy społeczną odpowiedzialnością biznesu. Zamknięcie oczu na to, co dzieje się poza granicami kupionej parceli, nie wydaje się wyjątkiem od reguły.