Krzysztof A. Kowalczyk: Prywatyzujcie! Politykom trzeba zabrać ich zabawki

Ostatnich osiem lat dowiodło, że państwowe firmy wcześniej czy później padają ofiarą pozbawionej kompetencji partyjnej nomenklatury. Czas wyciągnąć z tego wnioski. Jaki model prywatyzacji wybierze rząd Tuska?

Aktualizacja: 29.11.2023 06:00 Publikacja: 29.11.2023 03:00

Krzysztof A. Kowalczyk: Prywatyzujcie! Politykom trzeba zabrać ich zabawki

Foto: Adobe Stock

Na liście spółek nadzorowanych przez Ministerstwo Aktywów Państwowych jest 135 firm, od gigantów energetycznych, paliwowych, bankowych czy zbrojeniowych po hotele, chłodnie, centra biurowe i handlowe. A to nie wszystko, bo nie tylko MAP nadzoruje włości Skarbu Państwa.

Często są to firmy o znaczeniu infrastrukturalnym, a przecież od kosztów energii, której wytwarzaniem i dystrybucją zarządza państwowy oligopol, czy dostępu do finansowania, w którym po tzw. repolonizacji dominują państwowe banki, zależą koszty i szanse rozwoju setek tysięcy polskich firm prywatnych. Los całej gospodarki zależy od efektywności sektora państwowego, a ta od jakości nim zarządzających, którzy wyznaczani są przez sprawujących władzę. Jeśli politycy przy obsadzie stanowisk kierują się układami partyjnymi, a nie umiejętnościami kandydatów, jest źle. A jeszcze gorzej, gdy traktują pracę w zarządach i radach nadzorczych jako okazję do odkucia się i puszczają w ruch karuzelę kadrową, by jak najwięcej towarzyszy skorzystało.

Dokładnie tak było w minionych ośmiu latach, których najkrótszą recenzję przyniósł powyborczy wystrzał kursów państwowych spółek na GPW. Ich dominacja na parkiecie (aż osiem spółek z indeksu WIG20) obniżała ogólny poziom notowań, zniechęcając inwestorów do inwestowania, a firmy do sięgania po to istotne źródło kapitału. Przy niskich wycenach spółki były ściągane z parkietu, a w ostatnich dwóch latach nikt nowy się na nim nie pojawił.

Po zmianie władzy pojawia się więc naturalne pytanie, co zrobić z państwowymi Behemotami. Zamiana „onych” na „swoich” w zarządach i radach byłaby kompromitacją nowej władzy. Stworzenie zaś merytorycznych komitetów nominacyjnych – wybaczą Państwo – naiwnością. Nawet gdyby zaczęły działać, poszłyby w kąt po kolejnej zmianie władzy. Jedynym sensownym sposobem odebrania politykom tych zabawek jest prywatyzacja. Dlatego za takim rozwiązaniem opowiada się niemal trzy czwarte ekonomistów biorących udział w panelu „Rzeczpospolitej”.

Sęk w tym, że prywatyzacji dorobiono gębę upiora (bo wiązała się ze śrubowaniem wyników, a często z bolesnymi oszczędnościami), mimo że wiele firm zdobyło dzięki niej kapitał na rozwój, technologie, dostęp do nowych rynków. Słowem, zawdzięczają jej ekspansję i swój sukces.

Jaki powinien być nowy model prywatyzacji? Nie należy skreślać inwestorów zagranicznych, ale także na krajowym podwórku nie brak kapitału. Tuzy polskiego biznesu sporo inwestują za granicą, bo od inwestowania w kraju odstręczała ich nieprzewidywalność PiS. Ale warto też pamiętać o pracowniczych planach kapitałowych stworzonych przez ten PiS. Są ciekawym mechanizmem generowania i inwestowania prywatnych oszczędności. A zarządza nimi 18 instytucji finansowych, z których tylko pięć jest w rękach państwa.

Nie wiem jeszcze, czy nowa władza, która obejmie stery w połowie grudnia, zdecyduje się zmierzyć z owym strasznym słowem na literę „p”. Wiem tylko, że ostatnich osiem lat to dowód, że państwowe firmy systemowo padają ofiarą partyjnej nomenklatury, z negatywnymi skutkami dla całej gospodarki. I czas wyciągnąć z tego wnioski.

Na liście spółek nadzorowanych przez Ministerstwo Aktywów Państwowych jest 135 firm, od gigantów energetycznych, paliwowych, bankowych czy zbrojeniowych po hotele, chłodnie, centra biurowe i handlowe. A to nie wszystko, bo nie tylko MAP nadzoruje włości Skarbu Państwa.

Często są to firmy o znaczeniu infrastrukturalnym, a przecież od kosztów energii, której wytwarzaniem i dystrybucją zarządza państwowy oligopol, czy dostępu do finansowania, w którym po tzw. repolonizacji dominują państwowe banki, zależą koszty i szanse rozwoju setek tysięcy polskich firm prywatnych. Los całej gospodarki zależy od efektywności sektora państwowego, a ta od jakości nim zarządzających, którzy wyznaczani są przez sprawujących władzę. Jeśli politycy przy obsadzie stanowisk kierują się układami partyjnymi, a nie umiejętnościami kandydatów, jest źle. A jeszcze gorzej, gdy traktują pracę w zarządach i radach nadzorczych jako okazję do odkucia się i puszczają w ruch karuzelę kadrową, by jak najwięcej towarzyszy skorzystało.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację