Anna Słojewska: Jeszcze trochę, a PiS na zawsze pozbawi nas unijnych pieniędzy

Na papierze jesteśmy największym beneficjentem funduszy UE. Ale w praktyce powoli stajemy się płatnikiem netto do unijnego budżetu. Do PiS-u powinno w końcu dotrzeć, że jego polityka może na zawsze odciąć Polskę od unijnych pieniędzy.

Publikacja: 27.09.2023 03:00

Anna Słojewska: Jeszcze trochę, a PiS na zawsze pozbawi nas unijnych pieniędzy

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Możemy już tylko liczyć na płynące szerokim strumieniem dopłaty bezpośrednie dla rolników – one bowiem nie są w żaden sposób uzależnione od polityki tego rządu: raz przyznane, według jednego unijnego algorytmu, są wypłacane regularnie. Mamy też jeszcze resztę płatności z unijnej perspektywy finansowej 2014–2020 – według zasady N+3 rachunki za projekty zakontraktowane w tamtym okresie można przesyłać przez trzy lata od zakończenia perspektywy budżetowej. Ale jeśli nie dojdzie do politycznej zmiany rozumianej albo jako zmiana rządu, albo zmiana polityki PiS wobec UE, to od przyszłego roku żadne pieniądze do Polski płynąć nie będą. I będzie tylko gorzej.

Już teraz fundusze z unijnego budżetu uzależnione są od spełnienia wymogów z Karty praw podstawowych. Bez przywrócenia bezstronnego sądownictwa, a w praktyce bez odblokowania reformy systemu dyscyplinarnego sędziów (która utkwiła w sparaliżowanym Trybunale Konstytucyjnym) nie ma mowy o uwolnieniu 75 mld euro. A to przecież tylko część problemu. Bo zablokowane są również pieniądze z Krajowego Planu Obudowy – 60 mld euro, z czego 22,5 mld euro to dotacje, a reszta nisko oprocentowane pożyczki. Ich wypłata jest powiązana wprost z reformą systemu dyscyplinarnego, która została zapisana jako jeden z tzw. superkamieni milowych w KPO.

Czytaj więcej

Rośnie ryzyko, że Polska straci część unijnych funduszy

Strategia PiS w sprawie unijnych pieniędzy zmieniała się w czasie. Najpierw było to ignorowanie problemów, potem negowanie prawa Brukseli do stawiania Polsce warunków. Następnie przekonywanie, że Polska tych pieniędzy nie potrzebuje, wreszcie trwająca do dziś faza przeczekiwania. Rząd jak gdyby założył, że prędzej czy później TK reformę systemu dyscyplinarnego odblokuje i wtedy pieniądze popłyną szerokim strumieniem. Ale zanim to nastąpi, to albo w ogóle nie będziemy założonych projektów realizować, albo po prostu zrobimy je za nasze pieniądze, nawet bez zaliczek, w nadziei, że w pewnym momencie zostanie to skompensowane z unijnych transferów.

Takie podejście jest jednak niesłychanie ryzykowne. Sprawdziłoby się pewnie przez okres kilku miesięcy i przy mniejszej kwocie. Ale jak Polska ma sama sfinansować projekt o łącznej wartości 145 mld euro? Nawet tymczasowo? I to w czasie, kiedy rząd nie ma żadnych rezerw budżetowych, bo wszystko idzie na finansowanie transferów socjalnych, mających kupić PiS poparcie w nadchodzących wyborach? Im bardziej te projekty będą odsuwane w czasie, tym większe ryzyko, że nie zdąży się ich zrealizować przed upływem terminu nadsyłania do Brukseli ostatnich faktur. A nawet jak pieniądze zaczną już płynąć, to będą wydawane na chybcika.

Do PiS-u powinno w końcu dotrzeć, że jego polityka, a konkretnie łamanie praworządności, może Polskę na zawsze odciąć od unijnych pieniędzy. Teraz Komisja Europejska musiała się trochę nagimnastykować, żeby postawić nam warunek, który w praktyce nie przywraca jeszcze w pełni praworządności. Bo mowa tylko o likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, ale już nie o Krajowej Radzie Sądownictwa czy Trybunale Konstytucyjnym. A wszystko wskazuje na to, że najwięksi płatnicy UE zgodzą się na przyszły wieloletni budżet Wspólnoty, ten mający obowiązywać od 2028 roku, jedynie wtedy, gdy wypłaty pieniędzy będą powiązane bezpośrednio z przestrzeganiem praworządności. W takiej sytuacji ten rząd żadnych pieniędzy już nie dostanie.

Możemy już tylko liczyć na płynące szerokim strumieniem dopłaty bezpośrednie dla rolników – one bowiem nie są w żaden sposób uzależnione od polityki tego rządu: raz przyznane, według jednego unijnego algorytmu, są wypłacane regularnie. Mamy też jeszcze resztę płatności z unijnej perspektywy finansowej 2014–2020 – według zasady N+3 rachunki za projekty zakontraktowane w tamtym okresie można przesyłać przez trzy lata od zakończenia perspektywy budżetowej. Ale jeśli nie dojdzie do politycznej zmiany rozumianej albo jako zmiana rządu, albo zmiana polityki PiS wobec UE, to od przyszłego roku żadne pieniądze do Polski płynąć nie będą. I będzie tylko gorzej.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację