Nie ma chyba ciekawszego momentu na debatę o polityce mieszkaniowej, niż koniec lata ‘23, nieco ponad dwa miesiące po starcie rządowego „Bezpiecznego kredytu 2 proc.”, który rozchwiał rynek nieruchomości i podbił ceny lokali nawet o kilkanaście procent w zaledwie pół roku. Jak zwiększyć dostępność mieszkań w Polsce, zastanawiali się uczestnicy kolejnej dyskusji Towarzystwa Ekonomistów Polskich w przedwyborczym cyklu „Gospodarka ma głos 2023”: dr Adam Czerniak (SGH, Polityka Insight), dr Irena Herbst (współautorka reformy mieszkaniowej w latach 1992-2002, Centrum PPP, SGH, członkini TEP) i prof. Waldemar Rogowski (BIK, SGH) przepytywani przez Marka Wielgo z portalu GetHome.pl.
Program mieszkaniowy jak angielski trawnik
Spodobała mi się ich odpowiedź na pytanie, dlaczego deweloperzy nie ruszyli ławą zaspokajać zwiększoną podażą szturmujący ostatnio popyt na mieszkania. Po pierwsze, z powodu mitręgi biurokratycznej – przygotowanie projektu mieszkaniowego (pozwolenia itp.) potrafi zając trzy i więcej lat. A po drugie, deweloperzy są nieufni i nie wierzą w trwałość popytu oraz lansowanego przez aktualnie rządzących programu mieszkaniowego.
Są racjonalni, bo doświadczenie uczy ich, że programy te nie są trwałe i zmieniają się bardzo często, w rytm powiewów politycznej koniunktury. To wynika z krótkoterminowej perspektywy decydentów, którzy – i to wybrzmiało w debacie – oczekują efektów zaraz, natychmiast, najdalej po roku. Tymczasem program wspierania budownictwa mieszkaniowego jest jak angielski trawnik: by był efektowny (i efektywny) trzeba go pielęgnować przez – no, może nie 200 lat, jak w znanym powiedzeniu – ale przez dekadę. A wstępnie oceniać po pięciu latach i wprowadzać ewentualne korekty. Broń Boże, nie kasować i nie wygaszać pod byle pretekstem, by stworzyć od zera kolejny program, często powielający stare błędy i przyczyniający się do chaosu.
Niecierpliwość polityków wydłuża drogę do mieszkania
Niestety, horyzont czasowy i myślowy przeciętnego polskiego polityka pięciu ani 10 lat nie sięga. Partia, która już ułapi się sterów władzy, potrzebuje sukcesu jak najszybciej, by zdyskontować go w następnych wyborach. A że wybory – jak nie parlamentarne, to samorządowe, jak nie samorządowe, to europejskie – mamy w Polsce średnio co dwa lata, cierpliwość polityków jest bardzo krótka. I nim jakiś program zacznie naprawdę działać, zastępuje się go innym, przy opracowaniu którego niestety więcej mają do powiedzenia propagandyści niż eksperci.
Dlatego poległo „Mieszkanie+”, pierwszy program obecnie rządzących. Z tego samego powodu „Bezpieczny kredyt” skrócił drogę do własnego M tylko nielicznym, a wydłużył ją dla całej reszty, wysyłając ceny mieszkań w kosmos.