W debacie publicznej na temat skutków inflacji często słyszy się opinię, że obserwowana od 27 miesięcy wysoka inflacja – powyżej przedziału będącego celem NBP [2,5 proc. +/- 1 pkt proc. – red.] – powoduje ubożenie społeczeństwa. Opinia taka jest ogólna, przez co nieprecyzyjna.
Najczęściej przytaczany jest prawdziwy argument o zmniejszaniu się siły nabywczej bieżących dochodów, w tym wynagrodzeń ludności. Odnosi się on jednak głównie do strumienia dochodów ludności, a nie do jej zasobów, czyli do gromadzonego przez lata majątku. Majątek ludzi był finansowany z osiąganych w przeszłości oszczędności, ze spadków, darowizn itd.
Rośnie wartość majątku
Skupiając uwagę na realnych ubytkach bieżących dochodów i oszczędności trzymanych w gotówce lub na nisko oprocentowanych rachunkach bankowych, mało kto zauważa, że inflacja wpływa korzystnie na wartość posiadanego majątku. Rosną przecież ceny nieruchomości, ziemi, samochodów, dzieł sztuki i wielu rzeczy używanych. Z takiej perspektywy nie można mówić o ubożeniu społeczeństwa.
GUS podaje, że ceny mieszkań na rynku wtórnym w I kwartale 2023 roku były wyższe aż o 79,1 proc. niż średnio w 2015. Oczywiście, z powodu osiągania większej wartości przez mieszkanie czy samochód nikt nie będzie ich sprzedawał, ale nie każdy jest świadomy „korzystnej” strony inflacji.
Dopóki wywołany inflacją ubytek bieżących dochodów nie zagraża utrzymaniu dotychczasowego poziomu życia, nie wyprzedaje się składników swojego majątku. Dopiero wyprzedaż taka świadczyłaby o ubożeniu. Jak dotąd, brak jest sygnałów o wyprzedawaniu się ludzi z posiadanych rzeczy. Zjawisko takie zawsze jednak miało miejsce i tak samo będzie w przyszłości.