„Szybszy wzrost cen w pierwszych miesiącach tego roku nie przekreśli tego, że inflacja znalazła się na płaskowyżu. I od marca zacznie z niego schodzić” – mówił na początku stycznia prezes NBP Adam Glapiński. I dodał, że na tym płaskowyżu mogą być górki i dołki.
W lutym trafiliśmy na górkę, i to rekordową: 18,4-proc. inflacja, licząc rok do roku, jest ponad siedem razy wyższa od celu NBP. Ostatni raz była tak wysoka w grudniu 1996 r., kiedy prezydentem Polski od roku był Aleksander Kwaśniewski, nie było jeszcze PKN Orlen (miał powstać dopiero za półtora roku), a papież Jan Paweł II miał przed sobą jeszcze ponad osiem lat życia.
Czytaj więcej
Inflacja w lutym sięgnęła 18,4 proc. rok do roku po 17,2 proc. w styczniu (a tę wartość GUS zrewidował do 16,6 proc.). To wynik poniżej oczekiwań większości ekonomistów. Od marca inflacja ruszy w dół, ale wszystko wskazuje na to, że będzie opadała wolniej niż się dotąd wydawało.
Trwający od 2022 r. skok inflacji jest zjawiskiem pokoleniowym, zdefiniuje na lata całe zachowania generacji młodych Polaków – jako konsumentów i pracowników, kredytobiorców i oszczędzających. Stanie się tak, nawet jeśli wskaźnik inflacji – jak zapowiada prezes NBP – schodzić będzie od marca z owego „płaskowyżu” i jesienią spadnie do około 7 proc. (co o tyle prawdopodobne, że rok temu z miesiąca na miesiąc ceny pięły się coraz wyżej, windując punkt odniesienia).
Najmocniej w ciągu ostatnich 12 miesięcy urosły ceny żywności i napojów (aż o 24 proc.), użytkowania mieszkań i energii (22,7 proc.) oraz transportu (23,7 proc.). To najsilniej bije w konsumentów o niskich dochodach. Ale każdy z nas odczuwa inflację inaczej. GUS mierzy ją według uśrednionego koszyka zakupów – właśnie go skorygował, zwiększając udział żywności, energii i kosztów użytkowania mieszkań.