W poniedziałek PiS złożyło w Sejmie projekt ustawy o przyspawaniu powołanych przez siebie prezesów spółek Skarbu Państwa do stołków, czyli ustawy o zmianie ustawy o zasadach zarządzania mieniem państwowym. Ich nowa kadencja miała trwać pięć lat, a odwołanie miało móc nastąpić po uzyskaniu pozytywnej opinii Rady ds. Bezpieczeństwa Strategicznego powołanej przez PiS, kadencja członków której miała trwać lat sześć.
I owszem, był to projekt idiotyczny, ale przecież nie takie idiotyzmy PiS uchwalało, czasem tylko po to, by pokazać swoją siłę. Tym razem pokazało jednak słabość. Bo gdyby wierzyło, że znowu wygra wybory, toby takiej ustawy nie uchwalało. Zwłaszcza że mogłaby ona jedynie przedłużyć kadencje prezesów o kilka miesięcy, a nie o pięć lat. Bo te strategiczne spółki są dla PO tak samo strategiczne, jak dla PiS. Szybko uchwalono by ustawę o uchyleniu ustawy o zmianie ustawy o zasadach zarządzania mieniem państwowym.
PiS mogłoby liczyć, że ustawę uchylającą to, co PiS uchwaliło, zawetuje prezydent. Ale nie wiadomo, czy dzisiejsza opozycja nie będzie posiadała w przyszłym Sejmie większości wymaganej do odrzucenia weta. Albo czy prezydent zdecydowałby się na nie. Przecież Sejm uchwala budżet. Także Kancelarii Prezydenta. I zamiast 200 mln zł (jak dziś) mógłby dać prezydentowi… 2 mln zł. Prezydent musiałby więc mieć w strategicznych spółkach PiS wielu swoich ludzi, by mu się weto opłacało. A Jarosław Kaczyński nie chce przyspawać do stołków ludzi prezydenta, tylko swoich.
Jest jeszcze Julia Przyłębska. Trybunał Konstytucyjny mógłby uznać, że ustawa uchwalona przez PO, uchylająca ustawę uchwaloną przez PiS, narusza konstytucję. Wszystko da się uzasadnić – taką mamy konstytucję. Ale nawet to niczego by nie dawało. Na walnych zgromadzeniach spółek PiS pełnomocnik ministra PO przegłosowałby zmiany w radach nadzorczych, które dokonują zmian w zarządach. „Pokrzywdzeni” mogliby wytoczyć powództwa o stwierdzenie nieważności takich uchwał, ale postępowanie takie może trwać latami. A zaskarżenie uchwał nie wstrzymuje postępowania rejestrowego. Co prawda sąd może zawiesić postępowanie, ale słynny algorytm do losowania sędziów będzie już w rękach nowego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. A taki niezależny prokurator mógłby tych przyspawanych do stołków prezesów pozamykać. Dla nich samych to duże ryzyko – lepsze odwołanie.
Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI