Słowa dużego uznania należą się prof. Joannie Tyrowicz i prof. Przemysławowi Litwiniukowi za odważne publiczne przeciwstawienie się nieprawidłowościom w zarządzaniu NBP, które w istotny sposób ograniczają im wywiązywanie się z konstytucyjnego obowiązku i ze złożonej przysięgi. Argument, że ich protest uderza w prestiż czy wiarygodność banku centralnego i zagraża stabilności finansowej jest całkowicie chybiony, ponieważ reputacja NBP jest już i tak obecnie na niskim poziomie głównie za sprawą jego prezesa.
Protest ten stwarza nareszcie szansę pokazania szerszej publiczności, do jakiego regresu tej szczególnie obecnie ważnej instytucji doprowadził prezes Adam Glapiński. Nawet jeśli w efekcie protestu nie nastąpi szybkie odwrócenie regresu, to należy żywić nadzieję na jego zahamowanie, a przynajmniej spowolnienie. Nadzieja ta byłaby większa, gdyby w obronie niezależności nominowanych przez siebie członków RPP jak najszybciej wypowiedział się Senat.
Na początku dwa zastrzeżenia. Po pierwsze, w artykule nie odnoszę się do kwestii, czy przerwanie (lub zawieszenie) cyklu zacieśniania polityki pieniężnej było uzasadnione. Moim zdaniem nie było uzasadnione, ale to osobny, choć powiązany i ważny temat. Po drugie, pomijam szerszy kontekst – to, że destrukcja NBP jest częścią prawdopodobnie szerszego zamysłu zniweczenia instytucjonalnego dorobku transformacji gospodarczej po 1989 r. i pozytywnych efektów członkostwa w UE.
Uwagę koncentruję na pomijanych w ostatnich dyskusjach głębszych przyczynach konfliktu w RPP. Bez zrozumienia ich istoty trudno znaleźć środki zaradcze, które mogłyby zapobiec utrwaleniu podziału wśród członków Rady na całą kadencję, czego skutkiem byłyby decyzje suboptymalne czy wręcz szkodliwe dla gospodarki i społeczeństwa.
Przyczyny kryzysu
Można wyróżnić trzy głębsze przyczyny kryzysu w RPP: