W pierwszy dzień astronomicznej jesieni, 23 września, Polskie Sieci Energetyczne ogłosiły, że od godz. 19 do 21 wystąpi stan zagrożenia. Był to pierwszy taki wypadek w historii i choć można się uspokajać, że jest to „tylko kolejny krok w procedurze przewidzianej prawem” i że „odbiorcy energii elektrycznej mogą spać spokojnie”, to fakt, że 23 września był w miarę ciepłym, względnie słonecznym dniem, każe stawiać pytanie o podstawy polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Bo co będzie np. w przeddzień Bożego Narodzenia, o godzinie 17.30, jeśli temperatura powietrza będzie typowo zimowa, a w polskich domach pełną parą będzie szła produkcja świątecznych wypieków, a na zewnątrz będą mrugać światełka ozdób świątecznych?
Finansujemy tę wojnę
Przyczyną obecnego kryzysu energetycznego w Europie jest oczywiście wywołana przez Putina agresja w Ukrainie. Ale przecież Rosja prowadzi wojnę energetyczną z Europą już od ponad roku. Po zakończonym sezonie grzewczym 2020 Rosjanie „zapomnieli” zapełnić opróżnione magazyny gazu w nadziei, że szantażując w ten sposób Niemców, uzyskają zgody na uruchomienie gazociągu Nord Stream 2. Pamiętamy, że już w czasie zeszłorocznego sezonu ceny energii w Europie poszybowały do wysokich poziomów. Niemniej rząd RFN nie uległ szantażowi i nie pozwolił na uruchomienie rurociągu, a kilka miesięcy później Rosjanie rozpoczęli wojnę w Ukrainie.
Niestety, trzeba stwierdzić, że Europa i Polska były dotychczas niezwykle uzależnione od rosyjskich surowców energetycznych. Statystycznie Europa sprowadzała z Rosji 30 proc. swojego rocznego zapotrzebowania na węgiel. W przypadku gazu było to ok. 40 proc., a ropy naftowej „tylko” ok. 25 proc.
W przypadku Polski w 2021 r. importowaliśmy z Rosji około 6 mln ton węgla przy rocznym zużyciu 57 mln ton. Jeśli chodzi o ropę naftową, to w 2021 r. importowaliśmy z Rosji ok. 60 proc. zużywanej w Polsce ropy. Co do naszego uzależnienia od importu rosyjskiego gazu należy stwierdzić, że dzięki wybudowaniu gazoportu w Świnoujściu i uruchomionemu właśnie Baltic Pipe możemy się czuć niezależni od rosyjskiego gazu.
Ale skala naszego uzależnienia od importu surowców energetycznych z Rosji rzeczywiście robi wrażenie. Jeśli jeszcze uzmysłowimy sobie, że dochody z eksportu tych surowców stanowią główne źródło dochodów budżetu Rosji, to trzeba ze smutkiem stwierdzić, że to my, Europejczycy, w dużym procencie sfinansowaliśmy machinę wojenną Putina.