Nie znajdziemy w nim ani zapisów, które budzą kontrowersje, ani oceny efektów kolejnych tarcz antyinflacyjnych. Nie ma też w nim nic, co zdradziłoby plan programu wydatków wyborczych rządu.
Sprawą najbardziej problematyczną jest brak KPO. Razi to tym bardziej, że premier właśnie zapowiedział, że Polska niedługo złoży wniosek o wypłatę środków z Funduszu Odbudowy.
To jednak jest sprzeczność całkowicie pozorna. Nie chodzi przecież o to, aby Polska otrzymała pieniądze, lecz o to, by udowodnić, że Unia celowo nas nęka. Tylko temu służy chocholi taniec wokół KPO. Dał temu wyraz premier Morawiecki, kiedy podczas konferencji z prezydentem Macronem powiedział, że „Nie może być tak, aby dwa kraje były obłożone sankcjami: Rosja i Polska”. Na marginesie można zauważyć tylko, że w sprawach europejskich szef rządu wyraźnie się pogubił.
Tak czy inaczej, KPO nie ujęto w budżecie, co świadczy o tym, że rząd jest zdecydowany na konflikt z Brukselą. Tylko dlaczego w takim razie w budżecie nie ma nic o karach za nieprzestrzeganie wyroków TSUE? Przecież ich wartość w drugiej połowie 2023 r. sięgnie 4 mld zł!
Zabawa w chowanego dotyczy zresztą znacznie większych pieniędzy. Nawet tych wydatków, którymi rząd już się pochwalił, takich jak 14. emerytura czy dodatków osłonowych związanych z wysokimi cenami energii. Ministrowie jedną ręką będą obniżać inflację, redukując podatki pośrednie. Drugą zaś będą ją potęgowali, stopniowo zwiększając wydatki osłonowe związane z kryzysem energetycznym.