Profesor Sławiński: Stablecoins to kolejna odsłona demokratyzacji spekulacji

Następuje epokowa rewolucja. Losy na loterii, którymi są bitcoiny i etherum, będzie można łatwo kupować za zwykłe, poczciwe pieniądze.

Publikacja: 12.03.2025 04:55

Stablecoins z pewnością nie są tym, o czym mówi się, że są, czyli pieniądzem

Stablecoins z pewnością nie są tym, o czym mówi się, że są, czyli pieniądzem

Foto: Bloomberg

Gdy tylko pojawia się kolejne ułatwienie dostępu zwykłych ludzi do spekulacji na rynkach finansowych, natychmiast słyszymy, że jesteśmy świadkami ich demokratyzacji.

Żeby było jeszcze zabawniej, lobbyści kryptobiznesu poszli w tym dalej, twierdząc, że kupowanie kryptowalut zapewnia inkluzywność świata finansów.

Źródło popularności stablecoins

Ktoś w tym miejscu powie, że chyba coś mi się pomyliło, skoro piszę o spekulacji, a odnoszę się do stablecoins. Przecież one mają sztywne kursy wymienne do dolara w relacji 1:1. Wprawdzie bardzo różnie z tym bywało, ale rzeczywiście stablecoins swoją karierę zawdzięczają temu, że obiecują stabilność, dzięki czemu służą w środowisku blockchain do zakupów bitcoinów i etherum oraz przechowywania ewentualnych zysków z ich sprzedaży.

Rzecz jednak w tym, że zakupy bitcoinów i etherum mają charakter par excellence spekulacyjny, by nie powiedzieć hazardowy, do czego wraca często Warren Buffett. Jego argument, przypomnijmy, jest taki, że spekulacja na rynku kapitałowym umożliwia powrót ceny jakiegoś składnika aktywów do poziomu odzwierciedlającego jego wewnętrzną wartość (intrinsic value), a bitcoin i ethereum takiej wewnętrznej wartości nie mają. Nie mają jej, ponieważ – jak podkreśla Buffett – nie generują jak akcje strumieni dochodów z dywidend lub jak obligacje strumieni płatności kuponowych.

Podkreślmy również, że stablecoins z pewnością nie są tym, o czym mówi się, że są, czyli pieniądzem. Jak przeczytamy w dowolnym podręczniku, podaż pieniądza stanowią transakcyjne zasoby środków płatniczych utrzymywane przez gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa po to, by wydawać je na bieżące zakupy dóbr i usług. Stablecoins albo długo, albo wcale nie będą pełnić takiej roli na szerszą skalę.

Brak transparentności umożliwiał emitentom stablecoins lokowanie dolarów ryzykownie, co dawało wprawdzie wysokie zyski, ale – jak wiadomo – osiągali je tylko do czasu, gdy ryzyko się materializowało, i ponosili straty

W stronę transparentności

Dotąd było oczywiste, że stablecoins nie są pieniądzem choćby z tego względu, że były wprawdzie wymienialne na dolary w relacji 1:1, ale ich wartość mogła mocno spaść, co wielu z nich się przydarzyło. Skąd brały się kłopoty stablecoins? Stąd, że blockchain nie jest bilansem. Jest rejestrem zawartych transakcji. W takiej sytuacji widoczna jest tylko pasywna strona bilansu emitenta kryptowalut. Widać jedynie to, ile ich wyemitował, a tym samym zobowiązał się wymienić je na żądanie na dolary. Nie widać natomiast w blockchainie tego, w co emitenci kryptowalut lokują uzyskane z ich sprzedaży dolary. Ten brak transparentności umożliwiał emitentom stablecoins lokowanie dolarów ryzykownie, co dawało wprawdzie wysokie zyski, ale – jak wiadomo – osiągali je tylko do czasu, gdy ryzyko się materializowało, i ponosili straty.

Czytaj więcej

Kryptowaluty: ostrzegam przed wpuszczaniem ryzyka do banków

To ma się zmienić. Kilka miesięcy temu Bank Anglii i Bank Rozrachunków Międzynarodowych ogłosiły, że uruchamiają eksperymentalny system, który będzie umożliwiał zbieranie rzetelnych informacji o aktywach emitentów kryptowalut, a więc o tym, w co lokują swoje dolarowe rezerwy. Mamy też do czynienia z falą regulacji, które mają zobowiązać emitentów stablecoins do publikowania swoich bilansów. Ma to ich zmusić do lokowania rezerw wystarczająco rozsądnie, by nabywcy kryptowalut mogli je swobodnie wymienić z powrotem na dolary.

Ktoś zapyta, czy będzie można, gdy to wszystko już się stanie, traktować stablecoins jako równie bezpieczne jak depozyty w banku? Tak nie będzie. Jeśli ktoś chciałby takie regulowane i nadzorowane stablecoins do czegoś porównać, to raczej do funduszy rynku pieniężnego, a nie depozytów bankowych. By pokazać różnicę, przypomnijmy, dlaczego w przypadku funduszy rynku pieniężnego zdarzają się runy, a nie zdarzają się w przypadku depozytów gospodarstw domowych.

Chyba nikt, poza kryptobiznesem, nie jest za tym, by dla stablecoins rozesłać czerwony dywan uszyty z pieniędzy podatnika, aby marketingowcy branży mogli mówić, że są one równie bezpieczne jak depozyty w bankach

Czerwony dywan z pieniędzy podatników

Po pierwsze, jest tak oczywiście dlatego, że depozyty gospodarstw domowych są ubezpieczone. Po drugie, pieniądze podatnika ratują, gdy trzeba, banki. Po trzecie, banki centralne ratują banki komercyjne, gdy te stracą płynność, za czym także stoją pieniądze podatnika. Jest tak dlatego, że jeśli bank centralny zwiększa podaż płynnych rezerw w systemie bankowym, to rosną koszty jego operacji otwartego rynku i ma mniej zysków do przekazania budżetowi. Biorąc to wszystko pod uwagę, chyba nikt, poza kryptobiznesem, nie jest za tym, by dla stablecoins rozesłać czerwony dywan uszyty z pieniędzy podatnika, by marketingowcy branży mogli mówić, że są one równie bezpieczne jak depozyty w bankach.

Lobbing branży, gdy prezentuje stablecoins jako wiekopomną innowację, przedstawia w zasadzie jeden powtarzany w kółko argument, że dzięki stablecoins transfery zagraniczne stają się tańsze i szybsze. Zostawmy na boku pytanie, czy ta szybkość nie jest osiągana kosztem osłabienia procedur sprawdzania, czy określone transakcje nie wiążą się z praniem pieniędzy lub unikaniem podatków.

Zadajmy inne pytanie. Dotyczy ono przyszłości stablecoins. Jeśli swoją karierę zawdzięczają głównie temu, że funkcjonują w technologii blockchain, co umożliwia wykorzystywanie ich do zakupu bitcoinów i etherum, to jaka będzie ich rola w sytuacji, gdy można tokenizować depozyty bankowe, dzięki czemu można je wykorzystywać w technologii blockchain – w tym także do dokonywania transferów międzynarodowych. Transakcje z udziałem tokenów opiewających na depozyty bankowe można także programować, ustalając warunki uruchamiania najróżniejszych płatności.

Jak widać, następuje epokowa rewolucja. Losy na loterii, którymi są bitcoiny i etherum, będzie można łatwo kupować za zwykłe poczciwe pieniądze. Nawiasem mówiąc, już można to robić na giełdach, które je oferują ETF-y opiewające na kryptowaluty.

O autorze

Andrzej Sławiński

Profesor w Katedrze Ekonomii Ilościowej SGH. Był członkiem RPP w latach 2004–2010 i doradcą przewodniczącego KNF w latach 2010–2011.

Gdy tylko pojawia się kolejne ułatwienie dostępu zwykłych ludzi do spekulacji na rynkach finansowych, natychmiast słyszymy, że jesteśmy świadkami ich demokratyzacji.

Żeby było jeszcze zabawniej, lobbyści kryptobiznesu poszli w tym dalej, twierdząc, że kupowanie kryptowalut zapewnia inkluzywność świata finansów.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Bjørn Lomborg: Skąd wziąć pieniądze na obronę Europy
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Czarny łabędź w Białym Domu, krew na Wall Street
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: UE jak niedźwiedź: śpi, a jak ryczy, to za późno. Trump nas budzi
Opinie Ekonomiczne
Prywatyzacja przez deregulację
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Czy poziom życia w UE jest niższy niż w USA?