Krzysztof A. Kowalczyk: Czarny łabędź w Białym Domu, krew na Wall Street

Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało – te słowa można dedykować Amerykanom przerażonym perspektywą recesji wywołanej chaosem polityki gospodarczej prezydenta Donalda Trumpa.

Publikacja: 11.03.2025 10:21

Krzysztof A. Kowalczyk: Czarny łabędź w Białym Domu, krew na Wall Street

Foto: SPENCER PLATT / GETTY IMAGES NORTH AMERICA / Getty Images via AFP

- Zapewne wielu z was zginie, ale to jest poświęcenie, na które jestem gotów – te słowa lorda Farquarda ze „Shreka” przypomniały mi się, gdy rządzący od sześciu tygodni prezydent USA Donald Trump w niedzielnym wywiadzie telewizyjnym nie wykluczył recesji w 2025 r. i zapewnił, że kraj ma przed sobą świetlaną przyszłość. – Jest czas transformacji, ponieważ to co robimy jest bardzo duże. Przywracamy zamożność Ameryce. To wielka sprawa – mówił Trump.

Krew polała się na giełdach w Ameryce

Najwyraźniej giełdy, które antycypują wydarzenia gospodarcze, nie kupiły tej logiki. I ostro zanurkowały. W czasie poniedziałkowej sesji za Atlantykiem na Wall Street polała się krew.

Czytaj więcej

Cztery biliony dolarów wyparowały z amerykańskiego rynku akcji. Winna polityka Trumpa?

Nasdaq, rynek innowacyjnych spółek, który miał najwięcej zyskać dzięki światłym działaniom duetu Donald Trump – Elon Musk zanurkował i zakończył dzień na czteroprocentowym minusie. To był jego najgorszy dzień od 2022 r. Indeks SP500 stracił 2,7 proc.

Ostro poraniona została Tesla (aż -15 proc. w jeden dzień), oczko w głowie Muska, który krąży po federalnych agencjach z piłą mechaniczną tnąc etaty i budżety bez ładu i składu.

Taka panika rzadko zdarza się nawet na młodych, niestabilnych rynkach, na Wall Street jest oznaką ekstremalnego przerażenia. I trudno się dziwić.

Czarny łabędź wylądował w Białym Domu i sieje chaos

Gdy zaczyna się nowy rok, media są pełne rozmów z analitykami, którzy starają się zgadywać, skąd w nadchodzących 12 miesiącach nadlecieć mogą czarne łabędzie, niespodziewanie wywracające do góry nogami porządek świata biznesu i giełd. W tym roku prognozy były pełne obaw przed tym, co zrobi stary-nowy prezydent USA. Ale Trump 2.0 zaskoczył nawet największych pesymistów.

To już pewne: czarny łabędź AD 2025, największy koszmar biznesu uwielbiającego przewidywalność, dla którego jest ona fundamentem planów inwestycyjnych, wylądował w Białym Domu i od 20 stycznia niemal codziennie sieje chaos. A to podpisze dekret o wprowadzeniu 25-proc. ceł na towary z Kanady i Meksyku, zrośniętych z gospodarką amerykańską jak bracia syjamscy. A to zawiesi je w przypadku samochodów i przesunie na kwiecień. Itp., itd., zależnie od tego, czy wstał z łóżka lewą nogą czy nie.

Chaos Trumpa dewastuje perspektywy amerykańskiej gospodarki

Ta chaotyczna polityka ma dewastujący wpływ na gospodarkę USA. Komponenty dla amerykańskiego przemysłu samochodowego, „od zawsze” będącego oczkiem w głowie każdego prezydenta, przekraczają przecież granice z Kanadą i Meksykiem wielokrotnie w ramach skomplikowanych łańcuchów dostaw, których znaczenia najwyraźniej Donald Trump, ani nikt z jego ekipy nie rozumie.

W rezultacie uruchomienia gilotyny ceł samochody osobowe podrożeją przeciętnie o 2500-3000 dol., ostrzegają eksperci. Spadek popytu i zerwanie łańcuchów dostaw może mieć dewastujący wpływ na miejsca pracy w branży, której miały zapewnić inwestycje i jasną przyszłość. Ale to nie koniec złych wiadomości.

Ceny żywności w górę

USA sprowadzają z Meksyku produkty rolne za 49 mld dol. rocznie. To według AP aż 47 proc. importowanych warzyw i 40 proc. owoców. Amerykański sektor rolny nie zastąpi tych dostaw, nie tylko z powodów klimatycznych, ale także z braku siły roboczej, skoro Trump dał sygnał do łapanek na imigrantów będących dotąd tanią siłą roboczą na tutejszych farmach.

Cła Donalda Trumpa podniosą więc ceny i wytwarzając silny impuls inflacyjny zmniejszą siłę nabywczą Amerykanów. A to doprowadzić może właśnie do recesji, której przestraszyły się giełdy.

Obecny prezydent tłumaczy wyborcom, że to tylko tymczasowy efekt transformacji, która przyniesie im kiedyś powszechny dobrobyt i pomyślność. To nic, że po drodze część z nich straci pracę i zmagać się będzie z falą rosnących cen. Donald Trump jest gotów na takie poświęcenie. Ma przecież etat na cztery lata, a potem wygodną emeryturę w luksusowym Mar-a-Lago.

- Zapewne wielu z was zginie, ale to jest poświęcenie, na które jestem gotów – te słowa lorda Farquarda ze „Shreka” przypomniały mi się, gdy rządzący od sześciu tygodni prezydent USA Donald Trump w niedzielnym wywiadzie telewizyjnym nie wykluczył recesji w 2025 r. i zapewnił, że kraj ma przed sobą świetlaną przyszłość. – Jest czas transformacji, ponieważ to co robimy jest bardzo duże. Przywracamy zamożność Ameryce. To wielka sprawa – mówił Trump.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: UE jak niedźwiedź: śpi, a jak ryczy, to za późno. Trump nas budzi
Opinie Ekonomiczne
Prywatyzacja przez deregulację
Opinie Ekonomiczne
Czy poziom życia w UE jest niższy niż w USA?
Opinie Ekonomiczne
Prof. Bogumił Kamiński: Bądźmy zwinni w wyścigu AI
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Prof. Tomkiewicz: Jak uwzględnić obronność w regułach fiskalnych?