Coraz więcej firm stara się „przemycić” do umów z klientami tzw. klauzule indeksacyjne, które pozwalałaby im podnosić ceny, gdy uznają to za stosowne. Z jednej strony trudno się dziwić tym firmom, skoro rosną praktycznie wszystkie koszty prowadzenia działalności. Szalejąca drożyzna na rynku energii dotyka obecnie przede wszystkim właśnie biznes. Podwyżki uderzają w firmy w znacznie większym stopniu niż w gospodarstwa domowe. Do tego biznes musi podnosić wynagrodzenia swoich pracowników i coraz więcej płacić za różnego rodzaju komponenty i produkty, szczególnie te sprowadzane z zagranicy. Koszty więc wciąż rosną, a przy umowach długookresowych nie da rady tak wprost przerzucić ich na klientów końcowych.
Z drugiej jednak strony wprowadzenie mechanizmów indeksacyjnych w relacjach biznes–konsument niesie pewne pułapki. W zasadzie takie klauzule pozwalają na bezrefleksyjne podnoszenie cenników w ucieczce przed rosnącą inflacją. To oczywiście bardzo wygodne, ale może zniechęcać do wysiłku w poszukiwaniu oszczędności i redukcji kosztów, a do tego przyczyniać się do utrwalenia inflacji na wysokim poziomie, a może nawet jej przyspieszenia.
Być może skala wprowadzenia klauzul indeksacyjnych nie jest duża, bo wydaje się, że większość przedsiębiorstw na bieżąco może pozwolić sobie na dowolne podnoszenie swoich cen i opłat. Widzimy to w sklepach, gdzie za koszyk tych samych towarów trzeba płacić coraz więcej niemal z dnia na dzień, albo gdy otrzymujemy rachunki za energię o kilkadziesiąt procent wyższe, a także gdy skokowo rosną raty kredytów.
Czytaj więcej
Wynagrodzenia firm z długoterminowych umów tracą na wartości. Biznes próbuje je ratować.
Niemniej warto zwrócić uwagę, że na rynku i tak mamy już sporo nietrafionych rozwiązań na walkę z drożyzną, to jest takich, które zamiast przyczyniać się do ograniczenia inflacji, jeszcze bardziej dolewają oliwy do ognia. Przede wszystkim chodzi o wszelkiego rodzaju programy wymyślane przez rząd. Teoretycznie mają one pomóc Polakom, czy to w zakupie opału na zimę, czy np. w obsłużeniu zadłużenia. Ale są one tak skonstruowane, że w rzeczywistości przede wszystkim podsycają skłonność konsumentów do wydatków, więc wzmacniają impuls inflacyjny.