Mechanizm wakacji kredytowych mający ulżyć kredytobiorcom w trudnych czasach przy rosnących stopach procentowych jest powszechny i pozbawiony kryterium dochodowego, dzięki czemu jest prosty i zrozumiały. Z pozoru to idealne rozwiązanie dla klientów polskich banków z uwagi na możliwość odroczenia spłat rat w czasie i ulgę dla domowego budżetu. Spójrzmy jednak na to z nieco innej strony.
Czy banki mogą zarabiać
Zacznijmy od liczb charakteryzujących sytuację polskich banków Anno Domini 2022 i wejdźmy w ich rozumienie otaczających wyzwań. Po pierwsze, mimo zysków rentowność sektora jest niska. Polski sektor bankowy, choć nominalnie generuje wyniki netto liczone w przysłowiowych miliardach złotych, to od 2016 r. podstawowy wskaźnik określający rentowność branży ROE (zwrot z kapitałów) spadał z 8,9 proc. (2016 r.) poprzez ujemny wynik (2020 r.) do poziomu 4,4 proc. (2021 r.).
Pomijając fakt, że rentowność biznesu bankowego była niższa niż koszt kapitału (tzn. inwestorzy nie zarabiali na wniesionym kapitale), to nominalnie dzisiejszy poziom kapitału w polskiej bankowości zmalał rok do roku po raz pierwszy od ponad dziesięciu lat i jest na średniorocznym poziomie z 2017 r.
Po drugie, istnieją wymogi kapitałowe ograniczające akcję kredytową oraz wzrost bilansów banków. Jeśli weźmiemy pod uwagę zwiększone przez regulacje wymogi kapitałowe dla banków (np. bufory kapitałowe oraz inne narzuty kapitałowe, np. z tytułu kredytów we frankach szwajcarski), to realnie możliwości finansowania przez banki potrzeb inwestycyjnych naszej gospodarki skurczyły się o kilkanaście procent. Tymczasem polski produkt krajowy brutto w okresie od 2017 do 2021 rósł w tempie między 4 a 5 proc. rocznie (za wyjątkiem 2020 r.).
W domenie publicznej słychać utyskiwanie, że tempo inwestycji w naszej gospodarce jest zbyt wolne. Wniosek jest jeden: banki, aby sprostać rosnącym potrzebom finansowania gospodarki (w tym finansowania przedsiębiorstw), muszą odbudować swoją bazę kapitałową. Bez odpowiedniej rentowności to się niestety nie wydarzy.