Zacznijmy od faktów. Prof. Wojtyna sugeruje oto, że mamy do czynienia „z pogarszającą się sytuacją finansów publicznych”. Jest to co najmniej nieścisłe. Wg AMECO (Eurostat) dług publiczny (brutto) Polski stanowił 57,4 proc. PKB w 2020 r. – po czym zmniejszył się do 54,1 proc. w 2021 r. W latach następnych ma on dalej się obniżać, do poziomu 49,5 proc. w 2023 r. Nadzwyczajne dodatkowe wydatki publiczne związane z wojną w Ukrainie mogą nieco podnieść poziom długu w stosunku do tych szacunków – jednak z pewnością nie na tyle, by siać panikę. Warto tu nadmienić, że o pogarszaniu się wskaźnika długu można mówić w odniesieniu do strefy euro, gdzie ma on wzrosnąć z poziomu 112,7 proc w 2021 r. do 114,6 proc. w 2023 r. (w latach 2004-2010, gdy prof. Wojtyna był członkiem Rady Polityki Pieniężnej, wskaźnik długu pogorszył się z poziomu 45,1 proc. do 54,6 proc. Nie przypominam sobie, aby wtedy alarmował on opinię publiczną).
Czemu służą limity długu?
W wielu miejscach tekst sugeruje w tonie nie dopuszczającym żadnych wątpliwości, że pogarszające się wskaźniki deficytów i długów finansów publicznych utrudniają kontrolę inflacji poprzez narzędzia polityki pieniężnej. Prof. Wojtyna sądzi, że to z tego względu rodzą się różne „ustawowe lub konstytucyjne limity deficytu i/lub długu publicznego. Tyle mówi teoria i wynikająca z niej dobra praktyka”. W tej sprawie mam zupełnie inny pogląd.
Owe limity miały ograniczać szanse niewypłacalności państw, a nie względy inflacyjne. Limity te mogą być pożyteczne w odniesieniu do krajów nadmiernie zadłużających się w walutach obcych. Zapewne stąd też znaczenie jakie im przypisywano w trakcie projektowania wspólnej waluty europejskiej (w strefie euro państwa członkowskie posługują się – i zapożyczają się w euro - walucie de facto obcej).
Limity te nie mają realnego znaczenia dla krajów z własną suwerenną walutą (i w niej się głównie zapożyczających). Żadne formalne ograniczania nie występują w USA, Japonii itd. Co więcej, nawet w strefie euro formalne limity nie mają mocy sprawczej – nawet w krajach tradycyjnie powściągliwych fiskalnie. W Niemczech wskaźnik długu wyniósł 71,4 proc. w 2021 r.; w 2023 r. ma on wynieść 68,1 proc. – przekraczając urzędowy limit 60 proc. Tyle w kwestii „dobrej praktyki wynikającej z teorii”. Dlaczego jednak polski Sejm zaszczycił (w 1997 r.) swoją Konstytucję limitami fiskalnymi? Motywy były psychologiczne, a nie merytoryczne. Bez głębszej refleksji po prostu „zmałpowano” kryteria fiskalne Maastricht (łącznie z merytorycznie niczym nie uzasadnionym 60 proc. limitem długu).