Rosyjska wódka wylewana do zlewów restauracji na całym świecie, towary znad Wołgi zdejmowane z półek polskich sklepów, krążące po mediach społecznościowych ostrzegawcze spisy powiązanych z Moskwą i Mińskiem producentów i dystrybutorów, opatrzone cyframi z kodów kreskowych – od kilku dni trwa i rozwija się bojkot konsumencki, będący skutkiem barbarzyńskiego najazdu putinowskiej Rosji na niepodległą Ukrainę. Jest to zresztą chyba pierwszy bojkot skazany na powodzenie. Dotychczas bowiem wszelkie znane nad Wisłą gospodarcze ostracyzmy – zazwyczaj mające źródło polityczne, ideologiczne czy obyczajowe – kończyły się często sukcesem, a nie porażką bojkotowanego. Mobilizowały bowiem drugą stronę barykady, która ruszała z kontrakcją wsparcia produktu czy firmy. Tym razem jest inaczej. Polacy chętnie włączyli się do bojkotu towarów z Rosji i Białorusi. Ale na tym nie koniec.
Ruszyło zorganizowane konsumenckie wsparcie Ukrainy. W wielkich marketach, ale też i mniejszych sklepach, jest coraz bogatszy wybór towarów znad Dniepru. Dotąd oczywiście też gościły one na półkach, choćby ze względu na pochodzących z Ukrainy imigrantów zarobkowych. Ale teraz oferta jest imponująca. To odpowiedź na potrzebę Polaków, którzy poszukują – w zależności od żywieniowych preferencji – ukraińskich słodyczy, piwa czy ziaren prażonego słonecznika. To zjawisko było już zresztą zauważalne w 2014 r. po agresji Rosji na Krym, a potem na Donieck i Ługańsk. Jednak teraz skala działań sieci handlowych i zainteresowania klientów jest bez porównania większa. Co nie dziwi, zważywszy na poziom negatywnych wobec Rosji i pozytywnych wobec Ukrainy emocji, wywoływanych przez docierające zza naszej wschodniej granicy informacje i obrazy widziane w telewizji czy internecie.
Sieci handlowe stanęły na wysokości zadania. Klienci też nie zawodzą i chętnie sięgają w sklepach po produkty – parafrazując hasło polskich kampanii patriotyzmu konsumenckiego – dobre, bo ukraińskie. A miejsca na sklepowych półkach nie zabraknie: zwolniło się przecież po wycofywanych towarach z Rosji, które wobec bojkotu polskich klientów przeterminują się gdzieś w magazynach. Chyba że do ojczyzny ewakuuje je jakiś życzliwy russkij targowyj korabl.