Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) obchodzi w tym roku złoty jubileusz. 8 sierpnia 1967 roku w Bangkoku pięciu ministrów spraw zagranicznych – Indonezji, Filipin, Malezji, Singapuru i Tajlanii – podpisało jego dokument założycielski, czyli „Deklarację z Bangkoku". Na przestrzeni kolejnych 30 lat skład ASEAN powiększył się o pięciu członków (Brunei, Wietnam, Laos, Myanmar i Kambodżę). Dziś stanowi blok dziesięciu krajów, z których żaden nie sygnalizuje chęci rezygnacji z członkostwa, zamieszkiwanych przez ok. 625 mln osób. Z łącznym PKB na poziomie 2,8 bln dol. jest siódmą co do wielkości największą gospodarką na świecie, która dynamicznie się rozwija.
Eksperci pytani o największe osiągnięcie ASEAN są zgodni: utrzymanie pokoju i stabilizacji w regionie Azji Południowo-Wschodniej. Brzmi znajomo, bo takie samo jest największe osiągnięcie świętującej w tym roku swój diamentowy jubileusz (60-lecie) Unii Europejskiej. Z tą różnicą, że ASEAN to stowarzyszenie krajów, które różnią się pod względem ustrojowym – od rządów komunistycznych w Wietnamie, przez quasi-wojskowe w Birmie i monarchię w Brunei, po demokrację na Filipinach. Mimo to potrafiły się dogadać na rzecz realizacji wspólnych celów rozwoju gospodarczego i społecznego w tej części świata.
Z biegiem czasu więzy między krajami członkowskimi ulegają zacieśnieniu, obejmując kolejne obszary funkcjonowania. Świadczy o tym choćby podpisana w listopadzie 2015 roku deklaracja o utworzeniu wspólnoty gospodarczej. Wcześniej głównymi obszarami współdziałania były kwestie polityczne, społeczne, kulturalne i związane z bezpieczeństwem.
Trudne konkurowanie o względy Chińczyków
W mojej ocenie region Azji Południowo-Wschodniej niewystarczająco często pojawia się w dyskusjach na temat ekspansji zagranicznej polskich firm. Rozmowy na temat Azji są zwykle zdominowane przez Chiny, największą gospodarkę tej części globu i jedną z dwóch największych na świecie. Choć bez wątpienia są miejscem pełnym interesujących możliwości biznesowych, nie są rynkiem, który łatwo podbić. Nie tylko ze względu na jego rozmiar, zróżnicowanie czy odległość geograficzną, ale także z uwagi na żywe zainteresowanie tym krajem ze strony globalnych graczy, dysponujących znacznym kapitałem i markami rozpoznawalnymi na całym świecie. Polskie firmy robią postępy, ale do zachodnich konkurentów nadal im daleko, a konkurowanie o względy chińskich nabywców przy takiej nierównowadze sił jest trudne (acz nie niemożliwie, co udowadniają firmy odnoszące na tym rynku sukcesy).
Pół miliarda konsumentów
Alternatywą dla przedsiębiorstw „znad Wisły", które chcą rozwijać działalność w Azji, mogą być kraje ASEAN. Oferują one interesujące możliwości biznesowe, a jednocześnie wydają się być nieco mniej oblegane przez zagranicznych konkurentów niż Chiny. Region ten zamieszkuje znacznie ponad pół miliarda konsumentów, więcej niż w Unii Europejskiej i dwa razy więcej niż w USA, a więc na rynkach cieszących się dotychczas największym zainteresowaniem polskich firm.