Prezes bez następcy

Trudno go znaleźć na listach najbogatszych ludzi Świata. Mimo to szef holdingu Tata jest jednym z najbardziej poważanych hinduskich milionerów na świecie

Publikacja: 22.12.2007 02:32

Prezes bez następcy

Foto: Reuters

W tym roku zaskoczył światowe rynki dwukrotnie. Wiosną, kiedy jego Tata Steel kupiła hutniczego giganta Corusa w Wielkiej Brytanii, i teraz, gdy zagwarantował sobie przejęcie Jaguara i Land Rovera. Za kultowe marki zapłaci Fordowi 2 mld dol.

Ale nie zawsze wszystko się Tacie udaje. Niedawno właściciele luksusowej linii kolejowej Orient Express uznali, że Tata nie jest firmą dość luksusową, aby jego sieć hotelowa Taj mogła się stać udziałowcem legendarnej linii. Ratan Tata uznał to za obrazę. Mógł się tylko pocieszyć, że wcześniej jego Tata Tee odkupił od Brytyjczyków producenta herbaty Tetley wraz z jego plantacjami.

Ratan Tata zaczynał 60 lat temu jako pracownik Mahindra & Mahindra sprzedającej traktory. Firma przybrała nazwę Tata Sons (od nazwiska kuzyna Ratana), ale w 1991 roku znalazła się w kłopotach. To wówczas Ratan Tata został jej prezesem i uznał, że spółkom wchodzącym w skład grupy brakuje spójnej strategii. Największe z nich: Tata Steel i Tata Motors, która dzisiaj współpracuje z GM, Fiatem i Renault, miały ogromne straty.

Obecnie konglomerat Tata Sons składa się z 99 firm – od hut stali po fabryki samochodów i herbaciane plantacje. Dla profesorów ekonomii jest wzorem hinduskiego biznesmena, który znacznie skuteczniej potrafi przejmować firmy niż wieczny rywal Lakshmi Mittal. Niejednokrotnie się zdarzało, że ich załogi wręcz domagają się, aby to właśnie Tata był inwestorem. Kiedy ciął zatrudnienie w Tata Steel w 1992 roku, wypłacił pracownikom odszkodowanie równe ich zarobkom do czasu wejścia w wiek emerytalny.

Już teraz 20 procent jego przychodów pochodzi z działalności za granicą, w ciągu następnych pięciu lat ten udział ma wzrosnąć do 30 – 35 proc. – Nie chcę, by było to więcej – mówi. – Chcę, żeby Tata był światowy, ale przede wszystkim hinduski. Przejęcie Corusa za 8 mld dol. było największą dotychczasową jednorazową inwestycją indyjską za granicą.

Podczas walnych zgromadzeń akcjonariusze firm Taty zawsze chcą jednego – żeby tylko leciwy biznesmen się pojawił, bo wówczas mogą być spokojni o swoje interesy. Przez wiele lat Tata jak ognia unikał ryzyka, działał na obrzeżach wielkich transakcji. Teraz nie ukrywa, że do ekspansji na obce rynki zdopingował go Lakshmi Mittal i wykupienie przez Mittal Steel europejskiego Arcelora. Nadal jednak nie ma go na listach najbogatszych ludzi na świecie.

Ratan Tata ma tylko jeden poważny problem: nie ma żony ani dzieci, nie ma więc komu zostawić biznesowego spadku. Kilkakrotnie już zapowiadał wycofanie się z interesów, zawsze jednak wracał. Od następcy wymaga jednego: żeby wartości obowiązujące w firmie – jakość produktu, uczciwość i służba publiczna – pozostały bez zmian. Ratan Tata raczej zrezygnuje z dodatkowego zysku, niż miałby się zachowywać jak agresywny kapitalista. Poszukuje więc odpowiedniego człowieka, Aby sobie ułatwić zadanie, w ubiegłym roku podniósł wiek emerytalny obowiązujący w firmach Taty z 70 do 75 lat. Dzięki temu ma jeszcze cztery lata na znalezienie następcy.

Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Repolonizacja, czyli reupartyjnienie gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Tusku, nie ścigaj się z Trumpem
Opinie Ekonomiczne
Tusk odpowiada na Trumpa czy mówi Trumpem?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Zamiast obniżać składkę zdrowotną, trzeba ją skasować
Opinie Ekonomiczne
Bełdowski, Góral: Kowal zawinił, bank powiesili