Polska potrzebuje euro

Hubert A. Janiszewski, ekonomista i członek rad nadzorczych wielu spółek giełdowych

Publikacja: 30.12.2008 01:34

Od wystąpienia premiera na wrześniowym Forum Ekonomicznym w Krynicy trwa dyskusja o wprowadzeniu euro w Polsce na przełomie 2011 i 2012 r. Z jednej strony mamy koalicję rządową wspomaganą przez wielu wybitnych i uznanych ekonomistów i działaczy gospodarczych w dążeniu do jak najszybszego wprowadzenia euro dostrzegających dodatkowe szanse dla rozwoju gospodarczego. Z drugiej opozycję, która z braku racjonalnych argumentów sięga do demagogii i zastraszania społeczeństwa, prorokując m.in. skok cen (słynna strata 240 zł miesięcznie w wypłacanych emeryturach, co wieści prezes PiS Jarosław Kaczyński).

Pośrodku są przedsiębiorcy, którzy z zadowoleniem powitaliby euro, i rzesza kredytobiorców, którzy zadłużyli się w obcych walutach (głównie frankach szwajcarskich i euro) i też woleliby mieć euro, choćby z powodu niższego oprocentowania swoich kredytów.

Światowy krach finansowy spowodował w Polsce gwałtowne wahania kursu złotego do euro, franka i dolara, a generalnie znaczące i szybkie jego osłabienie wobec tych walut, od czego konsumenci i przedsiębiorcy się odzwyczaili, przyjmując już za pewnik, iż złoty będzie się tylko umacniać. Stąd histeryczne artykuły i wypowiedzi w mediach nt. rosnącego kosztu kredytu (przeliczanego na złote), strat wynikających często z nieodpowiedzialnych transakcji walutowych itd., itp.

Wniosek jest jeden: gdyby rząd PiS, zgodnie z traktatem akcesyjnym do UE, zaczął przygotowania do wprowadzania euro dwa lata temu, i gospodarka, i społeczeństwo (jak pokazuje to przykład Słowacji) nie odczułyby tych skutków w tak bolesny sposób. A wprowadzenie euro

1 stycznia 2009 r. niebezpieczeństwo to wyeliminowałoby raz na zawsze.

Niestety, liderzy PiS nie chcą euro, a w osobie prezydenta mają ważnego poplecznika, który skutecznie może blokować wprowadzenie tej waluty. W tej sytuacji widzę możliwość czynnego wpłynięcia na postawę prezydenta (i opozycji) bezpośrednio przez społeczeństwo – kredytobiorców zagrożonych osłabieniem złotego i przedsiębiorców zagrożonych wahaniami i ujemnymi różnicami kursowymi o poważnych skutkach dla gospodarki.

Rozpocznijmy akcję: Chcemy euro już! I zasypmy Kancelarię Prezydenta tysiącami, milionami kartek i listów z tym żądaniem. Istotną rolę w mobilizacji mogą odegrać organizacje pracodawców, np. Kongres Przedsiębiorczości, KPP, KPP Lewiatan, BCC, KIG, ale też związki zawodowe OPZZ i „Solidarność” oraz branżowe, takie jak ZNP. W interesie ich wszystkich jest utrzymanie rozwoju gospodarczego. A wprowadzenie euro ten rozwój podtrzymuje.

Od wystąpienia premiera na wrześniowym Forum Ekonomicznym w Krynicy trwa dyskusja o wprowadzeniu euro w Polsce na przełomie 2011 i 2012 r. Z jednej strony mamy koalicję rządową wspomaganą przez wielu wybitnych i uznanych ekonomistów i działaczy gospodarczych w dążeniu do jak najszybszego wprowadzenia euro dostrzegających dodatkowe szanse dla rozwoju gospodarczego. Z drugiej opozycję, która z braku racjonalnych argumentów sięga do demagogii i zastraszania społeczeństwa, prorokując m.in. skok cen (słynna strata 240 zł miesięcznie w wypłacanych emeryturach, co wieści prezes PiS Jarosław Kaczyński).

Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Repolonizacja, czyli reupartyjnienie gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Tusku, nie ścigaj się z Trumpem
Opinie Ekonomiczne
Tusk odpowiada na Trumpa czy mówi Trumpem?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Zamiast obniżać składkę zdrowotną, trzeba ją skasować
Opinie Ekonomiczne
Bełdowski, Góral: Kowal zawinił, bank powiesili