[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/10/24/andrzej-krakowiak-prosciej-nie-musi-znaczyc-lepiej/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Piętnowaliśmy arbitralne decyzje urzędników i niezrozumiałe kryteria wyboru szczęśliwców, którzy dostają wsparcie z Brukseli. Przez lata korzystania z dotacji wiele się nauczyliśmy. Pod naciskiem m.in. organizacji pracodawców procedury są upraszczane, a kryteria coraz bardziej przejrzyste.

Ale nie wszystkie absurdy udaje się wyplenić. Wciąż są konkursy, gdzie o losie wniosku zdecydować może nie jego jakość, ale chwila złożenia. Dzieje się tak m.in. w przypadku dotacji projektów związanych z e-usługami. Złożyłeś wniosek o 9:13 – masz szansę na dofinansowanie; spóźniłeś się dwie minuty – choćbyś miał genialny pomysł – odpadasz z konkursu.

Można powiedzieć – zasada jest prosta, wszystkim zainteresowanym znana, więc nie powinno być problemu. Nie do końca. Do podziału jest tylko 135 mln zł, a zainteresowanych firm może być nawet 800, wiadomo więc, że pieniędzy wystarczy tylko dla nielicznych. Dlatego już na kilka dni przed oficjalnym otwarciem konkursu tworzą się społeczne komitety kolejkowe rodem z PRL. A bardziej przewidujący przedsiębiorcy starają się załatwić sobie obstawę, która ułatwi walkę (może na pięści?) o miejsce w kolejce i złożenie wniosku. Przedsiębiorcy powinni móc skupić się na dbaniu o rozwój swoich firm. Pięściarzy też mamy dobrych, dwóch z nich spotyka się w sobotę w Łodzi. Ale to przecież zupełnie inna dyscyplina...