„Przygotujcie się na globalną zapaść” – tak brzmiał tytuł artykułu w jednym z polskich dzienników przywołujący prognozę Societe Generale. Analitycy banku przedstawili trzy scenariusze, z których jeden – ten mniej prawdopodobny i najgorszy – zakłada, że gwałtowny przyrost długu publicznego może wpędzić świat w kolejną recesję. Dziennik o trzech scenariuszach nie wspomniał, ale to teraz najmniej istotne.
Takich przykuwających uwagę prognoz zawsze jest wiele. Innym przykładem z ostatnich dni jest prognoza Goldman Sachs wskazująca, że złoty zacznie się niedługo umacniać. Albo ta NBP, że złoty może się… osłabiać.
Z prognozami zawsze jest pewien problem. W mediach potrzebna jest jasna teza. Tymczasem prognoza zawiera wachlarz scenariuszy o różnych stopniach prawdopodobieństwa, oparty na założeniu, że w przyszłości różne zależności w gospodarce będą wyglądać tak jak w przeszłości. Jeżeli np. PKB rósł w trendzie 5-proc., to po nieoczekiwanym spadku można przewidzieć, że wzrost do tego trendu zacznie powoli powracać.
W spokojnych czasach zawsze istnieje ryzyko dla głównej ścieżki prognozy i najczęściej jest ono dość znaczące. Ale podczas tak głębokiego kryzysu jak obecnie ryzyko jest podwójne. Dochodzi bowiem niepewność związana z tym, czy w gospodarce nie nastąpiły zmiany strukturalne, przemeblowujące dotychczasowe zależności. Może np. trend wzrostu PKB się zmienił? Tego żaden ekspert nie wychwyci od razu.
Prognozom w czasach kryzysu nie można zatem bezwarunkowo ufać. Należy się pogodzić z faktem, że żyjemy w czasach bardzo dużej niepewności. Szczególnie dotyczy to osób zainteresowanych zmianami kursów walut. Jeżeli ktoś chce zamiany walut tylko dlatego, że przeczytał o prognozie jakiegoś dużego banku, powinien się wstrzymać z decyzją i zastanowić, czy zamiana jest mu na pewno potrzebna.