Wymiana prezesa – potrzebna czy konieczna?

O ile w Polsce żądanie przez opozycję dymisji ministra jest na porządku dziennym, o tyle żądanie przez inwestorów odejścia prezesa giełdowej spółki jest ewenementem

Publikacja: 30.05.2011 01:13

Na Zachodzie nawet szefowie największych firm muszą się liczyć z tym, że inwestorzy zażądają ich głowy.

Prezes notowanej na giełdzie firmy, o ile nie jest jednocześnie jej głównym właścicielem, jest tak na prawdę wynajętym przez akcjonariuszy pracownikiem, któremu powierzono władzę i od którego oczekuje się, że swoimi umiejętnościami i talentem przyczyni się do rozwoju firmy, a tym samym do wzrostu jej wartości. Gdy z jakichś powodów nie sprawdza się na stanowisku, musi się liczyć z odwołaniem.

W ubiegłym tygodniu dymisji Steve'a Ballmera, prezesa Microsoftu, zażądał David Einhorn, wpływowy menedżer funduszy wysokiego ryzyka pracujący dla Greenlight Capital. Zrobił to publicznie na dorocznej konferencji Ira Sohn Investment Research Conference. Zarówno ze względu na osobę Einhorna – przed upadkiem banku Lehman Brothers, publicznie ostrzegał, że jego kondycja jest zła – jak i ze względu na miejsce – istotna konferencja – to żądanie nie mogło przejść niezauważone.

Einhorn twierdzi, że Ballmer odpowiada za kiepski rozwój Microsoftu i słabe na tle konkurencji notowania jego akcji. Jak wyliczyła agencja Reuters, inwestor, który dziesięć lat temu wydał na akcje spółki z Redmont 100 tys. dolarów, ma dziś papiery warte ok. 69 tys. dolarów. Microsoft, który jeszcze kilka lat temu był największą pod względem kapitalizacji spółką IT na świecie, najpierw stracił pierwsza pozycję na rzecz Apple'a, a w ostatnich dniach pod względem wartości rynkowej wyprzedził go – po raz pierwszy od 15 lat – IBM.

Giełda słowa Einhorna powitała wzrostem kursu akcji Microsoftu, co można uznać za objaw aprobaty dla tych żądań. Innego zdania niż inwestorzy jest rada nadzorcza producenta systemu operacyjnego Windows. Reuters twierdzi, że rada nadal popiera prezesa.

Gdy Einhorn zażądał głowy Ballmera, przypomniały mi się wydarzenie dokładnie sprzed roku. Inwestorzy żądali wówczas odejścia prezesa Nokii, twierdząc, że zmiana szefa na menedżera spoza firmy i mającego doświadczenie na amerykańskim rynku sprawi, że największy producent telefonów komórkowych przełamie złą passę. Gdy wkrótce potem do właśnie takiej zmiany doszło, rynek przez chwilę reagował wzrostem kursu akcji. Jednak kolejne decyzje Stephena Elopa, Kanadyjczyka, który przed przyjściem do Nokii pracował w Microsofcie, nie spotykają się z uznaniem rynku.

Przykład Nokii pokazuje, że spełnianie żądań inwestorów nie zawsze jest sposobem na wzrost cen akcji.

Autor jest publicystą ekonomicznym

Na Zachodzie nawet szefowie największych firm muszą się liczyć z tym, że inwestorzy zażądają ich głowy.

Prezes notowanej na giełdzie firmy, o ile nie jest jednocześnie jej głównym właścicielem, jest tak na prawdę wynajętym przez akcjonariuszy pracownikiem, któremu powierzono władzę i od którego oczekuje się, że swoimi umiejętnościami i talentem przyczyni się do rozwoju firmy, a tym samym do wzrostu jej wartości. Gdy z jakichś powodów nie sprawdza się na stanowisku, musi się liczyć z odwołaniem.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Krótszy tydzień pracy, czyli koniec kultury zapieprzu
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Opinie Ekonomiczne
Ekonomiści: Centralny czy Ukryty Rejestr Umów?
Opinie Ekonomiczne
Aneta Gawrońska: Od wojny w koalicji mieszkań nie przybędzie
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Wojna celna Trumpa zaboli Amerykanów. Czy zaboli także nas?
Opinie Ekonomiczne
Hubert A. Janiszewski: 800+? Politycy właśnie wypuścili dżina z butelki