Ba, zdaniem ekspertów stabilnie się rozwija. Powierzchni handlowych przybywa w małych miastach, debiut w największych miejscowościach planują kolejne znane na międzynarodowym rynku sieci handlowe. W budowie jest 690 tys. mkw. centrów handlowych, trwa modernizacja kolejnych o łącznej powierzchni 2,5 mln mkw.
Do Polski weszły już lub w najbliższym czasie mają pojawić się takie marki jak Gap, American Eagle, Abercrombie & Fitch czy brytyjski Debenhams. Nie pojawiałyby się, gdyby nie perspektywa znalezienia chętnych na oferowane przez nie wyroby – głównie odzież i kosmetyki. I to po coraz niższych cenach. Sieciowych gigantów stać na niskokosztową produkcję, bo przenoszą fabryki do krajów Trzeciego Świata, gdzie jest znacznie taniej. Głównie dzięki minimalnym płacom, na co uwagę próbują zwrócić aktywiści z Clean Clothes Campaign.
Z Chin, gdzie w ciągu ostatnich pięciu lat przeciętne wynagrodzenie wzrosło do ok. 1,5 tys. zł miesięcznie, fabryki przenoszone są m.in. do Birmy, gdzie robotnicy zarabiają ok. 7 zł za 12-godzinny dzień pracy. Clean Clothes Campaign chce nakłonić największe sieci takie jak &M, Inditex (właściciel Zary), Gap i Levis do podniesienia pensji swoim pracownikom w Kambodży. Przynajmniej na tyle, by mogli oni wydobyć się z ubóstwa. Akcja niewiele da, jeżeli nie przyłączą się do niej klienci sieci m.in. z Polski.
Pytanie, czy równie chętnie będziemy kupowali tanie ubrania ze świadomością, jaki jest faktyczny koszt ich ceny. A może, jako społeczeństwo wciąż zachłystujące się konsumpcyjnym stylem życia, nie chcemy tego wiedzieć?