Według ostatniego rankingu Innovation Union Scoreboard (z 2013 roku) Polska znajduje się na jednym z ostatnich miejsc (dwudziestym czwartym) wśród krajów Unii Europejskiej. Nie jest to z pewnością satysfakcjonujący wynik dla państwa aspirującego do roli lidera w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.
Zbliżamy się do nowej perspektywy unijnego finansowania. Nie będę tu oryginalny, powtarzając, że kolejny już – po dofinansowaniu z lat 2007–2013 tak ogromny zastrzyk finansowy jest dla Polski niepowtarzalną szansą na skok rozwojowy. Ponieważ jest to ostatnia już tak duża pomoc dla Polski z unijnej kasy, nie możemy jej zmarnować.
Decydenci poszukujący recept na rozwój innowacyjności, swoje decyzje opierają zazwyczaj na podstawie jak najdalej posuniętej parametryzacji rzeczywistości. Posługując się narzędziami właściwymi dla takiego podejścia, chciałbym trochę przewrotnie udowodnić, że nie wszystko da się policzyć i wstawić w tabelki, a największą rolę w innowacyjności odgrywa czynnik niemierzalny i bardzo trudny do przeliczenia na pieniądze, a mianowicie: kreatywność.
Wróćmy jednak do wskaźników. Jednym z parametrów świadczących o możliwościach rozwoju poszczególnych krajów jest tzw. współczynnik innowacyjności (ang. Summary Innovation Index, skr. SII). Świadczy on przede wszystkim o potencjale danego kraju do rozwijania innowacyjnej gospodarki i jest brany pod uwagę na przykład przy ocenie zdolności kredytowej danego kraju.
Współczynnik innowacyjności SII jest obliczany na podstawie parametrów w trzech obszarach: potencjału, aktywności firm oraz wyników w postaci innowacyjnych produktów. Z racji swoich własnych doświadczeń, mogę odnieść się jedynie do kwestii potencjału. Na tym przykładzie chciałbym zastanowić się, w jakie obszary powinniśmy zainwestować, żeby poprawić naszą innowacyjność i co powinniśmy zmienić, żeby awansować do lepszej ligi.