Zadłużeni na mieszkania to pierwsza grupa dobrych klientów wirtualnych kantorów. Na stronach jednej z porównywarek e-kantorów jest informacja, że już ponad połowa kredytobiorców walutowych wymienia walutę w sieci, by dzięki temu obniżyć swoje raty. Eksperci porównywarki kuszą kolejnych klientów, porównując notowania walut z wielu banków i e-kantorów. Przykładowo wyliczają, że przy wymianie franków szwajcarskich w kantorze internetowym z najbardziej opłacalnym danego dnia kursem, w porównaniu z bankiem z najmniej korzystnym kursem, można zaoszczędzić 130 zł, kupując tysiąc jednostek waluty.
Czy nie jest to dobra rekomendacja dla frankowicza, któremu i tak dług zwiększył się znacznie od chwili zaciągnięcia kredytu, mimo regularnych spłat? Dobre ?i sto parę złotych miesięcznie. Taka kwota pomnożona przez dwanaście miesięcy jest nie do pogardzenia.
Nie liczyłabym jednak, że to kredytobiorcy będą głównymi klientami e-kantorów. Kolejny bowiem rok banki pożyczają na mieszkania głównie w złotych. Frankowych ofert właściwie nie ma. Te w euro czy dolarach są tak drogie, a banki mają tak wyśrubowane żądania w stosunku do potencjalnych klientów, że eurowe kredyty stanowią margines rynku.
Na rozwój e-kantorów bardziej wpłyną młodzi ludzie, bez obaw posługujący się Internetem, płacący w sieci na co dzień, podróżujący po Europie. Co ich skusi do skorzystania z tego rodzaju usług? Przede wszystkim oszczędności. Na stronie internetowej porównywarki ofert kantorów można znaleźć taki wniosek, poparty analizą kursów walut: gdyby klient jednego z banków (tu pada nazwa) postanowił wyjechać do państwa strefy euro i kupić 1000 jednostek tej waluty w kantorze internetowym, zamiast w swoim banku, to zaoszczędziłby ponad 292 zł. Dla wielu osób lepszej rekomendacji nie potrzeba, aby porzuciły tradycyjny kantor czy bank. Oprócz kursu waluty znaczenie ma też oczywiście bezpieczeństwo transakcji i reputacja e-kantoru. Dlatego jeśli nie wybuchnie jakaś afera finansowa, ?branża ma szanse na stabilne zwiększanie zysków.