Chrońmy pracowników, nie miejsca pracy

Nadmierne wykorzystywanie pozakodeksowych form zatrudnienia jest objawem, a nie przyczyną choroby polskiego rynku pracy – pisze ekspert Pracodawców RP.

Publikacja: 18.08.2015 21:00

Chrońmy pracowników, nie miejsca pracy

Foto: materiały prasowe

Język, którym się posługujemy, wyznacza – jak wskazywał filozof Ludwig Wittgenstein – granice oraz sposób percepcji otaczającej nas rzeczywistości. Nie będzie zatem przesadą stwierdzenie, że największym triumfem przeciwników elastycznego rynku pracy jest wprowadzenie do polskiego dyskursu publicznego pojęcia umów śmieciowych. Z góry wyznacza ono nam ramy toczonej dyskusji, każąc traktować kontrakty cywilnoprawne jako wynaturzoną formę współpracy. Przestrzeń do prowadzonych rozważań zawęża się tym samym jedynie do ustalania najskuteczniejszego sposobu na ich całkowitą likwidację.

Warto mieć w pamięci fakt, że to stygmatyzujące określenie ma bardzo krótką historię. Jak wynika z danych Google Trends, weszło ono gwałtownie do powszechnego użytku dopiero we wrześniu 2011 r. Czy problem nadużywania umów cywilnoprawnych lub – szerzej – malejącej stabilności zatrudnienia wcześniej nie występował? Oczywiście, że występował – zjawisko to narastało stopniowo. Jednak dopiero wraz z pojawieniem się hasła „umowy śmieciowe" polska opinia publiczna zaczęła mobilizować się do walki z nadużyciami.

Bolesny podział

O ile wskazywanie patologii jest jak najbardziej słuszne i uzasadnione, o tyle nie należy wylewać dziecka z kąpielą. Nadmierne wykorzystywanie pozakodeksowych form zatrudnienia jest jedynie objawem choroby polskiego rynku pracy. Przyczyn narastających bolączek trzeba się doszukiwać w znacznym zróżnicowaniu obciążeń fiskalnych oraz prawno-biurokratycznych związanych z poszczególnymi dostępnymi formami zatrudnienia.

Dualizacja polskiego rynku pracy jest zagrożeniem, którego nie można lekceważyć. Prowadzi ona do sytuacji, w której pracownicy dzieleni są na lepszych i gorszych. Ponieważ koszty zwolnienia tych pierwszych są znacznie wyższe, w przypadku redukcji etatów z firmy najczęściej odchodzą ci drudzy.

Biorąc pod uwagę większe prawdopodobieństwo zakończenia współpracy, przedsiębiorstwa przejawiają również znacznie mniejszą skłonność do inwestowania w szkolenia dla pracowników tymczasowych – zwłaszcza tych pracujących na umowach cywilnoprawnych. Ponieważ te osoby mają częstsze przerwy w zatrudnieniu, a ich kompetencje były słabiej rozwijane, trudniej jest im znaleźć pracę, zwłaszcza stałą. To błędne koło utrwalające powstałe już podziały.

Gdyby istniejące formy zatrudnienia były do siebie bardziej zbliżone, taka sytuacja nie miałaby miejsca. Pozbawione grupy „nietykalnych" pracowników firmy mogłyby podejmować decyzje wyłącznie na podstawie przesłanek merytorycznych.

Jak nie naprawiać

Najgorszym sposobem walki z tym problemem byłoby jednak zrównanie wszystkich kontraktów pod względem restrykcyjności oraz poziomu klina podatkowego z umową o pracę na czas nieokreślony w jej obecnym kształcie. Doprowadziłoby to do usztywnienia polskiego rynku pracy wraz ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami.

Kiedy prawo pracy jest nadmiernie restrykcyjne, przedsiębiorca dobrze się zastanowi, zanim zatrudni pracownika – i rzadko będzie zatrudniał. Immanentną cechą otoczenia gospodarczego jest niepewność. Jeśli nie wiem, czy znajdę klientów i będę generował odpowiednio wysokie przychody, skąd miałbym wiedzieć, czy mogę pozwolić sobie na zatrudnienie pracownika?

Tego typu tok rozumowania dotyczy najczęściej przedsiębiorców małych i młodych stażem. Wyniki badań naukowych wskazują jednak na to, że właśnie takie firmy tworzą najwięcej nowych miejsc pracy (np. J.C. Haltiwanger, R.S. Jarmin, J. Miranda „Who Creates Jobs? Small vs. Large vs. Young", 2010). Wprowadzenie przyjaźniejszych regulacji prawa pracy pomogłoby w znacznej mierze ograniczyć te wątpliwości. W razie niepowodzenia przedsięwzięcia biznesowego przedsiębiorca nie byłby związany niemożliwymi do wypełnienia w takiej sytuacji długotrwałymi zobowiązaniami wobec pracowników.

Aby zlikwidować dualizm polskiego rynku pracy, poprawiając tym samym sytuację setek tysięcy osób pozbawionych choćby podstawowej ochrony, należy więc zawrzeć pewnego rodzaju kompromis. Rezygnując z części najbardziej uciążliwych z perspektywy pracodawców regulacji oraz ograniczając nadmierne obciążenie dochodów z pracy podatkami i obowiązkowymi składkami, możemy doprowadzić do sytuacji, w której szersza grupa pracowników korzystać będzie z praw zagwarantowanych na mocy kodeksu pracy.

Powinniśmy również skończyć z promowaniem nadużywania kontraktów cywilnoprawnych w zamówieniach publicznych. Dobrym instrumentem służącym realizacji tego celu mogą być klauzule społeczne.

Właściwe regulacje prawne chronią pracowników, a nie ich stanowiska. Nieodłączną częścią procesu rozwoju gospodarczego jest bowiem destrukcja miejsc pracy, a następnie zastępowanie ich nowymi, bardziej produktywnymi, lepiej wynagradzanymi i ciekawszymi.

Największe bezpieczeństwo daje pewność, że łatwo znajdzie się nową pracę w razie utraty dotychczasowej. Zbyt daleko idące utrudnienia w zwalnianiu pracowników utrwalają bezrobocie oraz segmentację rynku pracy.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Krótszy tydzień pracy, czyli koniec kultury zapieprzu
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Opinie Ekonomiczne
Ekonomiści: Centralny czy Ukryty Rejestr Umów?
Opinie Ekonomiczne
Aneta Gawrońska: Od wojny w koalicji mieszkań nie przybędzie
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Wojna celna Trumpa zaboli Amerykanów. Czy zaboli także nas?
Opinie Ekonomiczne
Hubert A. Janiszewski: 800+? Politycy właśnie wypuścili dżina z butelki