Iwona Trusewicz: Gazprom bez Europy nie istnieje

Kolejne kuriozalne ustępstwa Komisji Europejskiej na rzecz Gazpromu są dowodem na to, kto tak naprawdę rządzi w Brukseli.

Aktualizacja: 30.03.2017 13:06 Publikacja: 30.03.2017 12:03

Iwona Trusewicz: Gazprom bez Europy nie istnieje

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Komisja Europejska chce poznać zdanie członków Unii na temat rozbudowy gazociągu północnego. Pod warunkiem, że zdanie to będzie się pokrywało z opinią samych brukselskich urzędników. A ci już zdecydowali, że Gazprom dostanie zgodę na rozbudowę rury na dnie Bałtyku. A za tym pójdą pewnie kolejne zgody na kolejne rosyjskie rury, które zastąpią największy szlak przesyłu gazu z federacji, wiodący obecnie przez Ukrainę.

W tym szaleństwie jest metoda, a kiedy nie wiadomo o co chodzi, to zapewne chodzi o pieniądze. I to wielkie, na które liczą Niemcy i Austriacy - najwięksi sprzymierzeńcy Rosjan w Brukseli. Koncerny z tych krajów mają ogromne interesy w Rosji, udziały w złożach, wydobyciu itp. Niedawno Putin spotkał się z prezesem BASF - niemieckiego giganta chemicznego i kluczowego partnera Gazpromu. Rozmawiano oczywiście o Nord Stream-2 - to wiadomo oficjalnie. Nieoficjalnie Niemcy dostali pewnie konkretne obietnice za wsparcie w Brukseli.

Ich namolny lobbing jest wiec wyrazem wdzięczności i zwrotem długu wobec Kremla, który łaskawie dopuszcza je do swojego wielkiego surowcowego tortu. To samo można powiedzieć o holenderskim Shell'u. Też działa w Rosji wspólnie z Gazpromem m.in. na złożach łupkowych, o czym jest cicho, bo temat niewygodny dla Rosjan, którzy łupki oficjalnie krytykują.

Zaślepiony kasą biznes nie ma więc skrupułów i wynosi pod niebiosa rosyjski gaz. Dlaczego jednak dają się na to nabierać politycy unijni? Tutaj odpowiedź nie jest tak prosta. Moim zdaniem brakuje im wiedzy oraz zwyczajnej chęci, by po tę wiedzę sięgnąć.

Gdyby taką wolę w sobie znaleźli, to ze zdumieniem przekonają się, że Europa jest dla rosyjskiego państwowego koncernu prawdziwym być albo nie być. To najważniejszy rynek zbytu, któremu Gazprom zawdzięcza lwią część swoich zysków. Bez Europy rosyjski koncern nie miałby racji bytu.

W minionym roku Gazprom sprzedał na naszym kontynencie 179,3 mln m3 gazu z 220 mld m3 wyeksportowanych w ogóle. Ma już 34 proc. unijnego rynku i nawet w warunkach niskich cen na surowce energetyczne eksport do Europy przyniósł kontrolowanemu przez Kreml koncernowi ponad 30 mld dol. w żywej walucie.

To wszystko są argumenty na rzecz wymuszenia przez Komisję Europejską na Rosjanach konkurencyjnych cen i sprawiedliwych kontrastów. Ale nikt się do tego nie kwapi.

Od początku roku, dzięki zakupom Niemców, Austriaków i dopuszczonych ostatnio do wielkiego tortu Włochów, dostawy gazu z Rosji zwiększyły się o 21 proc..Przy czym Niemcy - główny klient Gazpromu, zwiększyły zakupy o 24 proc. w ujęciu rocznym. Nic dziwnego, że Gazprom oczekuje w tym roku zwiększenia zysków do 35 mld dol. i zwiększenia udziału w rynku do 36-37 proc.

Urzędnicy z Brukseli powinni też wiedzieć, że Gazprom wydobywa surowiec po jednej z najniższych kosztów na świecie, może więc dowolnie obniżać ceny dla swoich - pokornych, potulnych i lobbujących bez opamiętania, a podnosić dla niepokornych - Polski czy republik nadbałtyckich.

Kolejna wiedza, która by się przydała w Brukseli, to przypomnienie, że Gazprom stracił największego klienta - Ukrainę i to co robi jest nadrabianiem tej straty. W latach 2006-2007 Kijów kupował w Rosji 56-57 mld m3 gazu. Do dziś nikt takiego importu nie osiągnął. Niemcy kupili w ubiegłym roku 45 mld m3.

Rosjanie podnoszą, że rozbudowa Nord Stream zwiększy bezpieczeństwo dostaw, bo Ukraina to kraj niepewny i targany konfliktami. Czyżby w Komisji Europejskiej nie wiedziano, kto te konflikty wywołuje i podsyca?

Rosjanie argumentują też, że więcej rosyjskich rurociągów to tańszy gaz dla Unii i większa konkurencyjność Gazpromu na tym rynku. Takie stwierdzenie to dowód, że pojęcie „konkurencji" jest Rosjanom zupełnie obce.

Chciałabym, by nie przestało być obce także brukselskim urzędnikom. Dlatego większość krajów Unii musi powiedzieć „nie" projektowi Nord Stream-2. I „nie" dla niemieckich, austriackich, włoskich czy holenderskich interesów w Rosji.

Tylko zahamowanie kolejnych rosyjskich projektów, pozwoli zachować prawdziwą konkurencyjność na unijnym rynku gazu i będzie dla Moskwy nauczką, że nie wszystkich da się owinąć wokół palca.

Komisja Europejska chce poznać zdanie członków Unii na temat rozbudowy gazociągu północnego. Pod warunkiem, że zdanie to będzie się pokrywało z opinią samych brukselskich urzędników. A ci już zdecydowali, że Gazprom dostanie zgodę na rozbudowę rury na dnie Bałtyku. A za tym pójdą pewnie kolejne zgody na kolejne rosyjskie rury, które zastąpią największy szlak przesyłu gazu z federacji, wiodący obecnie przez Ukrainę.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację