Czy Gdańsk zasługuje na nowoczesny teatr operowy?

Jest nadzieja, że po wielu latach Opera Bałtycka zyska wreszcie godny XXI wieku własny dom teatralny. Premierą „Carmen” dowiodła, że na to zasługuje.

Publikacja: 11.06.2024 04:30

„Carmen”, najnowsza premiera Opery Bałtyckiej

„Carmen”, najnowsza premiera Opery Bałtyckiej

Foto: Krzysztof Mystkowski/KFP

Ta sprawa ciągnie się już prawie ćwierć wieku, tak dawno temu zrodził się bowiem pomysł, by Opera Bałtycka w Gdańsku miała porządną siedzibę. A od kilkunastu lat wręcz głośno mówi się, że to, czym ona dysponuje, urąga wszelkim nowoczesnym standardom teatralnym. To zaadaptowana dawna, poniemiecka hala, w której odbywały się walki bokserskie. W PRL-u dobudowano do niej foyer, żeby widzowie mogli przynajmniej wejść i wyjść z przedstawienia w normalnych warunkach. Na dodatek przez lata dzieliła ten gmach z Filharmonią, która w 2007 roku przeniosła się do zrewitalizowanych i przebudowanych budynków dawnej elektrowni na gdańskiej Ołowiance.

Gdańsk nie może się zdecydować, gdzie ulokować Operę Bałtycką

Powstał, jak to często w takich sytuacjach bywa, społeczny komitet budowy, na Politechnice Gdańskiej rodziły się nawet prace magisterskie z projektami nowej Opery Bałtyckiej. Mnożyły się też pomysły, gdzie mogłaby ona powstać, takich lokalizacji wskazano w minionych latach niemal dziesięć, również w Oliwie czy na terenach po dawnym lotnisku na gdańskiej Zaspie.

Mnożyły się też pomysły, gdzie mogłaby ona powstać, takich lokalizacji wskazano w minionych latach niemal dziesięć

Brakowało tylko jednego: woli decydentów, by którykolwiek z tych projektów wcielić w życie. Jeszcze dziesięć lat temu marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk, któremu Opera Bałtycka podlega, w wywiadzie prasowym zastanawiał się, czy nowa jej siedziba jest w ogóle potrzebna, skoro „posiadanie obiektów kultury wysokiej wyróżnia metropolię gdańską na mapie Polski, a oferta kulturalna Trójmiasta jest bardzo bogata”.

Gdańsk i jego władze szczyciły się wówczas nowymi inwestycjami: Europejskim Centrum Solidarności i Teatrem Szekspirowskim. Po dziesięciu latach ich urok jednak spowszedniał, a stary gmach Opery przy przelotowej w Trójmieście alei Zwycięstwa, w którym słychać przejeżdżające tramwaje, zaprzecza jakimkolwiek ambicjom kulturalnym Gdańska.

Stocznia Cesarska w Gdańsku chce przyjąć Operę Bałtycką

Mieczysław Struk, który nadal jest marszałkiem, nie zgłasza jak kiedyś wątpliwości. Nie znaczy to, że już za chwilę ruszy budowa. Jest jednak nadzieja, że nie odwlecze się ona o kolejnych dziesięć lat. Zaczęły się bowiem rozmowy o miejscu dla nowego gmachu Opery Bałtyckiej. Miałaby on powstać na Nowym Mieście, czyli na terenach dawnej Stoczni Gdańskiej. Ich obecny prywatny właściciel Stocznia Cesarska wskazał na ten cel potencjalną lokalizację: hale przy ulicy Narzędziowców. Negocjacje w sprawie warunków (i ceny) jeszcze na dobre się nie rozpoczęły.

Czytaj więcej

„Rigoletto” w Operze Bałtyckiej. Miłość i zło w przyczepie

Urząd Marszałkowski ma jednak sojusznika. Współorganizatorem Opery Bałtyckiej stało się w 2023 roku Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, była to jedna z ostatnich decyzji ministra Piotra Glińskiego. Nowe kierownictwo resortu nie wycofuje się z dawnych zobowiązań, choć sądząc po decyzji wstrzymującej budowę siedziby Polskiej Opery Królewskiej w Warszawie, nie sprzyja wielkim inwestycjom. Pomorskie władze liczą jednak na wsparcie finansowe swojego przedsięwzięcia.

Tradycyjna, ale nieoczywista „Carmen”

Najważniejszy powinien być argument artystyczny, a najnowsza premiera Opery Bałtyckiej, która odbyła się w miniony weekend, powinna zawstydzać tych, którzy akceptują pracę jej zespołów w tak niekomfortowych warunkach.

Od pięciu lat dyrektorem Opery Bałtyckiej jest Romuald Wicza-Pokojski i w tym czasie teatr ogarnięty wewnętrznymi konfliktami przeszedł istotną przemianę. Atmosfera się uspokoiła, a choć kolejne premiery nie zawsze w pełni satysfakcjonowały, świadczyły o dokonującym się rozwoju. Zwłaszcza gdy kierownictwo muzyczne objął w Gdańsku ukraińsko-polski dyrygent Yaroslav Shemet.

Czytaj więcej

„Łaskawość Tytusa”. Morderstwo Pawła Adamowicza na scenie

Dowodów dostarcza też obecne wystawienie „Carmen” Bizeta. Wydawałoby się, że tytuł tak banalny, pełen muzycznych hitów znanych każdemu, nie wymaga wielkich wysiłków ze strony realizatorów, by zdobyć publiczność. A jednak w Gdańsku powstało przedstawienie świeże i oryginalne, mimo że na rozmaite unowocześnienia czy udziwnienia nie zdecydowali się reżyser Paweł Szkotak oraz Yaroslav Shemet, świetnie wydobywający za to różne niuanse a partytury Bizeta.

Arnold Rutkowski bohaterem premiery „Carmen”

To jest spektakl pozornie tradycyjnie prosty w pomyśle. Nie epatuje kolorowymi falbanami sukien, wachlarzami, kastanietami i przytupem pseudoflamenco. W scenografii Damiana Styrny i kostiumach Sylwestra Krupińskiego zastosowano stonowaną kolorystykę z inteligentnie wyeksponowaną czerwienią, bo akcja rozgrywa się w czasie wojny. Całość Paweł Szkotak wyreżyserował z ogromną precyzją. Każdy, kto wchodzi na scenę – od głównych solistów po członków chóru – wie, po co się tam znajduje.

Całość Paweł Szkotak wyreżyserował z ogromną precyzją. Każdy, kto wchodzi na scenę – od głównych solistów po członków chóru – wie, po co się tam znajduje

Reżyser bardzo też zadbał o to, by pogłębić motywacje działań poszczególnych bohaterów. W premierowym przedstawieniu najciekawiej wypadła postać Don Josego, także za sprawą tenora Arnolda Rutkowskiego, który stworzył wybitną kreację mężczyzny całkowicie ogarniętego zgubną miłością. Jego Don Jose szaleńczo pokochał Carmen. Wie, że musi się sprzeniewierzyć wszystkiemu, w co dotychczas wierzył, ale nie baczy na konsekwencje. W ujęciu Arnolda Rutkowskiego ta postać z każdą sceną rozwija się wokalnie i aktorsko aż do przejmującego finału, w którym Carmen Joanny Motulewicz z zadziwiającym spokojem przyjmuje śmierć.

Ta sprawa ciągnie się już prawie ćwierć wieku, tak dawno temu zrodził się bowiem pomysł, by Opera Bałtycka w Gdańsku miała porządną siedzibę. A od kilkunastu lat wręcz głośno mówi się, że to, czym ona dysponuje, urąga wszelkim nowoczesnym standardom teatralnym. To zaadaptowana dawna, poniemiecka hala, w której odbywały się walki bokserskie. W PRL-u dobudowano do niej foyer, żeby widzowie mogli przynajmniej wejść i wyjść z przedstawienia w normalnych warunkach. Na dodatek przez lata dzieliła ten gmach z Filharmonią, która w 2007 roku przeniosła się do zrewitalizowanych i przebudowanych budynków dawnej elektrowni na gdańskiej Ołowiance.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opera
Zaskakujące atrakcje nowego sezonu w Operze Narodowej
Opera
Warszawiacy śpiewają zgodnie w jednym chórze
Opera
Bydgoski Festiwal Operowy. Chińska księżniczka Turandot ze Lwowa
Opera
Polska Opera Królewska po wyborach. Gra w teatralną mękę
Opera
Premiera "Cosi fan tutte" w Operze Narodowej: Co ma hippis do Mozarta
Materiał Promocyjny
Sztuczna inteligencja może być wykorzystywana w każdej branży