Joanna Sieradzka z biura prasowego wojewody małopolskiego przyznaje, że w 1999 r. wojewoda badał, czy pozwolenie na budowę wiaty zostało wydane zgodnie z prawem. – Uznał, że tak, ale częściowo je skorygował – mówi Joanna Sieradzka. – Wojewoda stwierdził, że należy zmienić projekt i obniżyć wiatę o dwa metry. Wynikało to z dbałości o interesy właścicieli sąsiedniej działki. Gdyby w przyszłości chcieli oni postawić na swojej działce budynek, to obniżenie wiaty pozwoliłoby im to zrobić bez przeszkód, a w nowym obiekcie spełnione byłyby warunki właściwego nasłonecznienia – tłumaczy przedstawicielka urzędu wojewódzkiego.
I podkreśla, że inwestor, który musiał przedstawić wyciąg z ksiąg wieczystych, wykazał się prawem do dysponowania tym terenem. – Wojewoda sprawdził, czy wiata mieści się w granicach działki i czy jest prawidłowo usytuowana w stosunku do tzw. mapy sytuacyjno-wysokościowej, która jest obowiązującym dokumentem państwowym. Tutaj również nie było nieprawidłowości – podkreśla Joanna Sieradzka.
Sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który ją jednak z przyczyn proceduralnych odrzucił.
– Jeżeli wiata została postawiona w innym miejscu, niż wskazywał projekt, to odbyło się to z naruszeniem pozwolenia na budowę, ale tym zajmuje się nadzór budowlany, a nie wojewoda. Mogło się też okazać, że już po wydaniu pozwolenia na budowę i po decyzji wojewody nastąpiła zmiana granic działki – informują urzędnicy wojewody małopolskiego.
I tak stało się w tym przypadku, co wynika z dokumentów małopolskiego wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego, który sprawę badał. Inspektor podniósł, że budynek wiaty został wytyczony przez uprawnionego geodetę zgodnie z planem zagospodarowania. „Powstał prawidłowo w stosunku do istniejącej wówczas granicy, jako uzupełnienie istniejącej już na tej działce zabudowy – czytamy w piśmie inspektora nadzoru budowlanego. – Rozgraniczenie nastąpiło zaś dopiero w 2005 r. Inwestor nie może ponosić winy za zmieniony stan prawny działek, bo w chwili budowy obiektu jego usytuowanie było zgodne z ówczesnym, innym niż dziś, przebiegiem granic” – padają argumenty.
– Od początku mówiłam, że inwestycja rośnie na mojej ziemi. Ale urząd mimo moich protestów nie czekał na ustalenie granic – żali się Józefa B.