Inwestorzy są zaniepokojeni. Z powodu pandemii miasta musiały przerwać prace nad nowymi planami zagospodarowania przestrzennego. Teraz pomału je wznawiają, ale już nie na tak dużą skalę. Polski Związek Firm Deweloperskich (PZFD) uważa, że z tego powodu w najbliższym czasie może zmniejszyć się liczba rozpoczynanych inwestycji.
Na warunki czeka się długo
– Szkoda, że prace nad miejscowym planami wyhamowały – mówi Konrad Płochocki, dyrektor generalny PZFD. – Tam gdzie nie ma planów, trzeba uzyskać decyzję środowiskową oraz warunki zabudowy. A to są dwie decyzje, na których wydanie czeka się najdłużej, bo średnio dwa–trzy lata – dodaje.
– Poza tym tam, gdzie gminy rozpoczęły prace nad miejscowym planem nie uzyska się warunków zabudowy tak szybko, ponieważ na dziewięć miesięcy zawiesza się postępowanie w sprawie ich wydania. Dochodzą do nas także niepokojące informacje, że z prac nad wieloma planami samorządy chcą zrezygnować. Pandemia wydrenowała ich budżety. Nie stać ich na kontynuowanie prac oraz brakuje im środków na odszkodowania za nieruchomości wywłaszczone na cele publiczne – tłumaczy Konrad Płochocki.
Wtóruje mu Zbigniew Juroszek, prezes spółki ATAL.
– Obecna sytuacja negatywnie wpływa na tempo prac nad planami zagospodarowania przestrzennego. Ograniczona praca urzędów oraz niepewność w aspekcie administracyjnym mają niekorzystny wpływ na sektor nieruchomości, m.in. przyczyniają się do zahamowania procesu przygotowania inwestycji, co bezpośrednio przekłada się na poziom oferty oraz koszty prowadzenia inwestycji – wyjaśnia Zbigniew Juroszek.