Przed pandemią biura elastyczne były pewną nowinką dla start-upów, ale cały rynek się zmienił, mamy pracę zdalną, hybrydową, elastyczność weszła na salony. Jak po tych zmianach wyglądają biura typu flex?
Przed pandemią to była moda, a teraz trend, który się mocno rozwija. Może nie jest to intuicyjne, ale jest to produkt popularny wśród klientów korporacyjnych, zwłaszcza jeżeli mówimy o lokalizacjach w centrach miast. Rynek ma się bardzo dobrze, powierzchnie elastyczne bardzo rozwijają się w czasach niepewności, a niestety pandemia i wojna w Ukrainie są czynnikami, które na to wpływają. W czasach niepewności trudno podejmować długoterminowe decyzje, stąd popularność biur, które możemy wynająć na krótki termin. Z tej opcji korzystają korporacje, małe i średnie przedsiębiorstwa czy freelancerzy.
Coraz częściej wynajem powierzchni typu flex to docelowy sposób funkcjonowania firm. Wynika to z tego, że weszliśmy w lukę podażową, głównie jeżeli chodzi o centrum stolicy, gdzie buduje się bardzo mało i w najbliższych kilku latach ilość oddawanej powierzchni biurowej będzie bardzo nieduża. Stąd widzimy, że wskaźnik wynajęcia biur elastycznych jest na rekordowo wysokim poziomie, grubo powyżej 80 proc., w niektórych przypadkach 100 proc. powierzchni jest wynajęte. Motywacją klientów jest już nie tylko ekspansja, to możliwość zaistnienia w nowoczesnym budynku biurowym, do którego zazwyczaj nie mamy dostępu, jeśli nie chce się wynająć pełnego piętra.
Podział branżowy jest też dużo bardziej zróżnicowany niż przed pandemią. Wtedy były to głównie firmy IT, które odpowiadały za 60, czasem 80 proc. klientów. Dziś to wyraźnie poniżej 50 proc.
Na jaki okres w takim razie są zawierane umowy? Standardowo na rok, i potem są rolowane, czy na dłużej?