Rosnące ceny materiałów i robocizny sprawiają, że dom może się okazać niezwykle kosztowną inwestycją, czasem nawet niemożliwą do zrealizowania, jeśli wspomagamy się kredytem np. na wykończenie – mówi Karolina Klimaszewska, analityk Otodomu. – Trudno się zatem dziwić, że niektórzy, mając w perspektywie wizję rosnącej inflacji i rat kredytu, decydują się na sprzedaż nieukończonego domu.
Na portalu Otodom oferowano w kwietniu 1,6 tys. wolnostojących domów (spoza oferty deweloperów) w stanie surowym – otwartym lub zamkniętym. To o 11 proc. więcej niż w kwietniu ub.r. i 2,5 proc. więcej niż w kwietniu 2020 r.
Pasmo nieszczęść
– Wszystko wskazuje, że po wielkim boomie na budowanie, który zaczął się już kilka lat temu, a zdecydowanie przyspieszył wiosną 2020 r. po pierwszych przypadkach covidu w naszym kraju, wracamy do szeroko pojętej normalizacji w tym segmencie – ocenia Kamil Wrotniak z firmy deweloperskiej Hołm.
– Mam wrażenie, że w ostatnich kilkunastu miesiącach mieliśmy do czynienia wręcz z modą na posiadanie domu. Kto nie nabył działki, nie rozpoczął budowy lub nie kupił domu od dewelopera, ten nie nadążał za resztą. To, co dzieje się dwa lata później – wzrosty cen materiałów i robocizny, wojna w Ukrainie, pędząca inflacja, podnoszenie stóp procentowych, podwajanie wysokości rat kredytów i ucinanie zdolności kredytowej – powoduje, że marzenia wielu Polaków rozsypują się jak domek z kart. Rok 2022 to pasmo nieszczęść dla tych, którzy w okresie boomu, nie do końca przygotowani, rozpoczęli udział w tej gonitwie – dodaje ekspertka.
Zastrzega, że nie dla wszystkich jest to koniec świata. – Osoby mające zapas gotówki lub wysokie zarobki, które nie są rzadkością np. w branży IT, bez problemu ukończą inwestycje, nawet korzystając z kredytów, dzięki wysokiemu wkładowi własnemu – zaznacza. – Niemniej już dziś obserwujemy efekty pęknięcia bańki. Na portalach zaroiło się od ofert działek z pozwoleniem na budowę domu lub niedokończonych inwestycji. Sądzę, że wkrótce ich liczba się podwoi lub nawet potroi. To dopiero pierwsze tygodnie reakcji łańcuchowej. Na zebranie pełnych statystyk musimy poczekać co najmniej do końca roku.