– Na rynek trafiają dziesiątki ofert sprzedaży działek kupionych w szczycie rozgrzania rynku, często w bardzo atrakcyjnych lokalizacjach – mówi członek zarządu jednej z giełdowych firm deweloperskich. – Właściciele chcą się ich pozbyć, nawet ze stratą, by spłacić zaciągnięte na ich kupno kredyty. A te były często dwu-, trzykrotnie wyższe od obecnych cen – dodaje.
Choć zainteresowanie mieszkaniami, biurami i galeriami handlowymi zaczyna w Polsce odżywać po kryzysowym dołku, to branża deweloperska jeszcze długo będzie dochodzić do siebie.
– Na rynku gruntów widoczne są pierwsze oznaki ożywienia. Strony chętniej siadają do rozmów, jest więcej transakcji, ceny odbiły się od dna – mówi Daniel Puchalski, dyrektor działu gruntów inwestycyjnych w firmie doradczej Colliers International. – O powrocie do cen sprzed kryzysu jeszcze długo jednak nie będzie mowy – zaznacza.
Absolutny rekord cenowy nad Wisłą ustanowiła irlandzka firma Redshank, kupując w 2006 r. od spółki Zachodni NFI dwie działki przy ul. Hożej w Warszawie, o łącznej powierzchni niemal 1,9 tys. mkw. Sprzedający skasował za nie 58 mln zł, tj. 31 tys. zł za mkw.
Eryk Karski, ówczesny prezes spółki Zachodni NFI, nie krył zadowolenia: – Nie jestem pewien, czy moglibyśmy zarobić tyle co na sprzedaży ziemi, budując nawet najbardziej ekskluzywny apartamentowiec. Trudno się dziwić – koszt ziemi, w przeliczeniu na metr kwadratowy lokalu, wyniósłby niemal 10 tys. zł.