W tym roku mieszkania mają podrożeć o 7–12 proc., w przyszłym oczekujecie stabilizacji bądź korekty, a w 2024 r. wzrostu cen rzędu 20 proc. względem końca 2022 r. Na czym opieracie prognozy?
Spodziewamy się, że w III i IV kwartale dynamika wzrostu cen będzie hamować przy mniejszej liczbie zawieranych transakcji. Według najnowszych danych NBP, w II kwartale mieszkania drożały w tempie ponad 15 proc. w największych miastach. Spodziewamy, że na koniec tego roku zobaczymy wzrost o 7–12 proc. W przyszłym roku spodziewamy się dalszej stabilizacji, mając na myśli wahania plus/minus 5 proc., a w 2023 r. wydaje się nam, że powinniśmy już zobaczyć poprawę sytuacji na rynku kredytów i odbudowę popytu na mieszkania. Co do cen, scenariusz jawi się niekorzystnie z punktu widzenia kupujących. Jeżeli spełnią się zapowiedzi, że pod koniec 2023 r. zacznie się cykl obniżek stóp procentowych, a gospodarka łagodnie przejdzie gorsze czasy, jeżeli utrzymana będzie dobra sytuacja na rynku pracy, to popyt na mieszkania w 2024 r. powinien być już całkiem przyzwoity. Tymczasem już teraz mamy bardzo złe dane na temat liczby rozpoczynanych przez deweloperów inwestycji: w sierpniu spadek liczby mieszkań w uruchamianych projektach siegnął 63 proc. Myślę, że całe II półrocze będzie pod tym względem gorsze. Efekty zahamowania będziemy widzieć właśnie w 2024 r. Mieszkań oddawanych do użytku będzie mniej wobec powrotu popytu, co przełoży się na wzrost cen.