W streamingu bronią są seriale
Każda platforma streamingowa chce mieć jak najszerszą ofertę, by przyciągnąć użytkowników. Widać jednak duże różnice, przede wszystkim w produkcjach własnych, w które inwestują Netflix, HBO czy Disney+.
Na bazę każdej aplikacji VOD składają się produkcje zewnętrzne, na które platforma wykupiła (jak to robią telewizje) prawa do dystrybucji, a także ich własne, autorskie seriale oraz filmy powstające przy mniejszym lub większym udziale producentów samego streamera. To nimi platformy chwalą się najchętniej.
I tak miłośnicy seriali wiedzą, że to HBO stworzyło „Rodzinę Soprano”, „Grę o tron” czy najnowszy polski kryminał „Odwilż”, obecny numer jeden wśród użytkowników aplikacji w Polsce i Europie. Netflix z kolei ma w portfolio „House of Cards”, „Narcos” i „Bridgertonów”, których drugi sezon jest ostatnim największym hitem wśród widzów. Z kolei Disney+, który zadebiutuje w Polsce w czerwcu, zdążył wyrobić sobie markę takimi tytułami, jak „The Mandalorian” z uniwersum „Gwiezdnych Wojen”, dokumentalnym „Get Back” o Beatlesach, a jego najnowszy hit sci-fi „Moon Knight” zyskał 1,8 mln widzów w ciągu pięciu dni od premiery.
Polityka produkcyjna wiąże się z powiązaniami kapitałowymi platform i pozycją, jaką sobie zdążyli wypracować na rynku usług VOD. HBO Max należy do Warnera i czerpie z jego zasobów (m.in. adaptacje komiksowe DC Comics). Disney+ z kolei w swoich zasobach oferuje masę kina familijnego oraz treści podmiotów wykupionych przez koncern Walt Disney, m.in. studia 20th Century Fox, kanału telewizyjnego F/X, wytwórni LucasFilms czy ekranizacji komiksów Marvela.
Ciekawa jest za to sytuacja Netfliksa, który jest najmocniej zakorzeniony na rynku telewizji na życzenie, ale jednocześnie nie ma tak silnego zaplecza treści, jak dwie wspomniane wcześniej platformy. Swoją markę budował od zera, dywersyfikując oferty – od wysokobudżetowych filmów w reżyserii ikon kina (np. „Irlandczyk” Martina Scorsese), po tańsze produkcje z gwiazdami: Willem Smithem, Ryanem Reynoldsem i Adamem Sandlerem. Chętniej jednak niż w kino Netflix inwestuje w seriale. Zyskał opinię najczęściej łamiącej tabu platformy, akczolwiek już przed nim regularnie robiła to stacja kablowa HBO, choćby w takiej produkcji, jak „Sześć stóp pod ziemią” (2001–2005). Netflix uczynił z polityki równościowej swoją dewizę, pilnie strzegąc parytetów i eksponując postaci reprezentujące środowiska LGBTQ+.