Cieszę się, że literaturą faktu Wojtek Górecki zajmuje się tylko od święta, bo stanowiłby silną konkurencję – powiedział o nim półżartem Wojciech Jagielski, kolega po piórze.
Jego tematem jest Kaukaz, mozaika ludów, języków i religii. Podróżuje tam od 20 lat. Przez ten czas dotarł do najbardziej niedostępnych zakątków. W toczkach Kałmuków pił słoną tłustą herbatę i jadł manty – pierogi z baranim mięsem. Pojechał do Łagania, miasta zalewanego wodami Morza Kaspijskiego, którego poziom od początku lat 80. zaczął się podnosić o 15 centymetrów rocznie. Zamiast nieść pomoc, władze uznały Łagań za niepierspiektywnyj gorod i przestały przysyłać pieniądze na szkoły i drogi. Nieregularnie przychodziły renty i emerytury. Zaskoczeni byli wszyscy poza kałmuckimi starcami przesiadującymi popołudniami na skwerze przed hotelem Kaspijski. Mówili, że morze zawsze wraca po swoje.
[srodtytul]Armagedon po rosyjsku[/srodtytul]
Górecki (rocznik 1970) twierdzi, że tajemny puls Kaukazu bije z dala od centrów władzy. Mimo to postarał się o spotkanie z Kirsanem Ilumżynowem. Prezydent Kałmucji doszedł do władzy dzięki obietnicom, że w krótkim czasie dokona cudu. Powtarzał: „Zabierzcie mi wszystkie pieniądze, a za rok znów będę milionerem”. Jak napisał reporter, pozował na dobrego i sprawiedliwego chana, który zatroszczy się o każdego pastucha i pochyli nad każdym rybakiem. W istocie po dojściu do władzy Ilumżynow zatroszczył się przede wszystkim o siebie. Dla sprawiedliwości trzeba dodać, że zadbał też o spopularyzowanie wśród Kałmuków swej ulubionej rozrywki – szachów. Na przedmieściach Elisty, w gołym stepie, prezydent zbudował „szachowe miasteczko” składające się z Pałacu Gry, kilkudziesięciu luksusowych rezydencji oraz terenów wypoczynkowych. Od czasu, gdy zorganizowano tam mistrzostwa świata, miasteczko stoi puste. Z czasem Ilumżynow oddał się ezoteryce. Ogłosił, że świat uratuje tylko prawo moralne oparte na duchowości Wschodu i technicznym postępie Zachodu. W przeciwnym razie górę wezmą siły ciemności.
Tematem innego z reportaży Górecki uczynił przebudzenie wulkanu Elbrus, najwyższej góry Kaukazu. Zjawiskiem tym zajmują się nieliczni i źle opłacani naukowcy. Nie poddają się, bo są przekonani o znaczeniu swej pracy. Nie zniechęca ich również fakt, że o wynikach badań nie mogą nikogo poinformować – urzędnicy blokują druk doniesień. Tymczasem można przypuszczać, że wiele osób byłoby tą sprawą żywotnie zainteresowanych. Otóż ognisko magmatyczne – rozpalona masa skalna znajdująca się pod Elbrusem – podnosi się z roku na rok. Górę pokrywa pancerz – osiem kilometrów sześciennych lodu. Gdy temperatura wzrośnie, a wydaje się to bardzo prawdopodobne, wszystko roztopi się w okamgnieniu. Gdyby ten scenariusz zaczął się sprawdzać, rzeką Kubań przeszłaby fala o wysokości ponad 20 metrów, a miasta w tym rejonie zostałyby zmiecione. Rzeka Inguri przerwałaby tamę i nie tyle zatopiła Abchazję, ile rzuciła ją morzem do Turcji. W strefie zagrożonej zniszczeniem mieszkają 2 miliony ludzi.