Przez kilka miesięcy byli bogami. Belgowie niemal jak mszę świętą śledzili codzienne konferencje prasowe federalnej komisji ekspertów pokazującej najnowsze statystyki, objaśniającej trendy pandemii i odpowiadającej na pytanie: jak żyć z groźnym wirusem.
Naukowcy z dotąd niedocenianej dziedziny stali się z dnia na dzień niemal celebrytami: robiono z nimi wywiady, zapraszano do telewizyjnych studiów, z namaszczeniem śledzono wpisy na twitterowych kontach. Tak było na całym świecie, ale w Belgii ich wpływy były wyjątkowo duże.
W kraju władzę bowiem sprawuje rząd bez demokratycznego mandatu, bo od ostatnich wyborów minęło 15 miesięcy i partie polityczne nie mogą się w tej sprawie porozumieć. Co prawda gabinet Sophie Wilmes dostał na czas epidemii nadzwyczajne uprawnienia, ale zarówno kontekst polityczny, jak i skomplikowany rozdział kompetencji na różnych szczeblach tego federalnego państwa sprawiają, że rząd wolał przerzucić część odpowiedzialności na naukowców.
I to ich twarze firmowały nakładane restrykcje. Przez długi czas społeczeństwo im ufało, bo wirus wydawał się śmiertelnym zagrożeniem, a jego natura była niezrozumiała. Jednak im więcej wiadomo o Covid-19 i im bardziej społeczeństwo jest zmęczone powrotem restrykcji w związku z drugą falą wirusa, tym więcej krytyki pod adresem epidemiologów. W ostatnich dniach pojawiły się dwa listy otwarte, każdy z nich podpisany przez kilkadziesiąt osób. Pierwszy przez samych lekarzy, drugi również przez nauczycieli, prawników, ekonomistów, biznesmenów, historyków, filozofów, ale też wirusologów.
Lekarze podkreślają przede wszystkim, że wybrani przez rząd wirusolodzy bronią swojej pozycji, forsując tezę o wyjątkowości i ogromnym zagrożeniu związanym z Covid-19. „Rozumiemy, że na początku kryzysu brakowało jasności co do wpływu tego wirusa. Mając na uwadze zasadę ostrożności, ówczesne restrykcje mogły zostać przyjęte. Przy dzisiejszych dostępnych danych wydaje się, że narracja, która rozpoczęła się w tym czasie, zaczęła żyć własnym życiem i wydaje się, że bohaterowie tej historii chcą to utrzymać" – piszą.