A mógł mieć święty spokój. Kiedy prawie dekadę temu 20-latek Wouter „Wally" De Backer, po raz pierwszy zarejestrował własne piosenki, narysował zgrzebną okładkę i przyjął pseudonim, pod którym działa do dziś, sam musiał obdzwonić dziennikarzy lokalnych stacji radiowych w Australii, żeby w ogóle ktoś chciał jego utwory zagrać. Udało się, ale Go-tye nie narobił wielkiego zamieszania. Nagrania pełnometrażowych albumów fi nansował sobie sam, a o jego koncertach wiedzieli wyłącznie wtajemniczeni fani ekscentrycznego, samplowanego, naiwnie bałaganiarskiego popu. No może jeszcze paru wielbicieli Stinga, bo pech chciał, że śpiewa podobnie do wielbionego w Polsce szansonisty. Piosenki, która zmieniła wszystko, mogło zabraknąć na płycie. Nie potrafi ł jej skończyć, bezskutecznie szukał wokalistki, która zaśpiewałaby damskie partie, przesuwał premierę albumu o kolejne miesiące. Ale to właśnie „Somebody that I Used to Know" podniosła sprzedaż jego trzeciego wydawnictwa – „Making Mirrors" – i zagwarantowała Gotye pierwsze miejsce w gorącej setce amerykańskiego „Billboardu" oraz bestsellerowe wyniki w Australii, Belgii, we Francji, w Polsce i paru innych krajach. I spontaniczne, zmasowane szyderstwo na portalach społecznościowych, które zalały mniej i bardziej kreatywne żarty z ofi ary jednego chwytliwego refrenu. 5 listopada Gotye wystąpi na warszawskim Torwarze. Trasę zaczął sierpniowymi koncertami w Korei, był już w Stanach, jest w Europie, będzie w Australii, skończy w grudniu w Japonii. Niezależnie od miejsca reakcje są podobne – bo podobnie zgodne, że Gotye to trochę więcej niż ten jeden obśmiany multiplatynowy hit. Na pytanie z powyższego tytułu będzie więc można odpowiedzieć sobie po koncercie.
Gotye, 5.11, Torwar, Warszawa