Xavier Dolan - rozmowa

Xavier Dolan - cudowne dziecko kina opowiada Barbarze Hollender o traumach, dojrzewaniu i najnowszym filmie „Mama".

Aktualizacja: 11.10.2014 15:02 Publikacja: 11.10.2014 14:26

Xavier Dolan na planie „Mamy”. Film od piątku na ekranach

Xavier Dolan na planie „Mamy”. Film od piątku na ekranach

Foto: SOLOPAN

Zobacz galerię zdjęć

Jako 19-latek pokazał pan w canneńskiej sekcji „Piętnastka realizatorów" film „Zabiłem moją matkę". Rok później „Wyśnione miłości" trafiły do oficjalnego programu festiwalowego. W 2012 roku w Cannes poruszenie wywołał „Na zawsze Laurence". Potem na chwilę zdradził pan Lazurowe Wybrzeże, gdy „Tom" został zakwalifikowany do głównego konkursu weneckiego. „Mama" zrobiła furorę w Cannes w tym roku. Wielu widzów i krytyków uznało ją za najciekawszy film festiwalu. Od tego pasma sukcesów nie dostał pan zawrotu głowy?

Niezwykła kariera


Xavier Dolan:

Tylko na początku. Po pierwszym filmie. Odbiło mi, zachowywałem się  arogancko. Ale potem mi przeszło. Dzisiaj mam dystans zarówno do swoich sukcesów, jak i niepowodzeń. Poza tym już wiem, że nagrody są super, ale jest coś, co jeszcze bardziej może nagrodzić wysiłek włożony w film. To reakcja widzów. Oklaski canneńskiej publiczności po projekcji „Mamy", a potem tweety pisane z sympatią i miłością były dla mnie czymś fantastycznym.

Planuję przerwę. Wracam do szkoły, chcę studiować historię sztuki i germanistykę. Będę się teraz uczył i prowadził studenckie życie

Sprawiał pan zawsze wrażenie osoby bardzo pewnej siebie.

Tak pisali dziennikarze. Ale co naprawdę można wiedzieć o człowieku po krótkim spotkaniu w czasie wywiadu albo po konferencji prasowej? Nie jestem pewny siebie. Ani w życiu prywatnym, ani na planie. Może zwłaszcza na planie. Wierzę w swoje ambicje, ale to nie znaczy, że całkowicie wierzę w siebie. Pracuję w ciągłej niepewności. Staram się zrobić coś dobrego, ale jestem pełen wątpliwości, niepokoju, stresu, czy dobrze swoją historię wymyśliłem, czy dotrę do ludzi. Nie chcę widzów zawieść. Boję się, że coś zepsuję i potem będę tego żałował. W „Tomie" było ujęcie, którego nienawidziłem tak bardzo, że zadłużyłem hipotekę, pożyczyłem tysiące dolarów, żeby je odtworzyć. Przemontowałem film, bo nienawidziłem jednej sceny. W sumie małego ujęcia, którego nikt by pewnie nie zauważył. Ale dla mnie to było ważne.

Pracuje pan często z tą samą ekipą. Oni panu pomagają rozwiać wątpliwości?

Jestem otoczony ludźmi, których kocham, którzy mnie kochają i są dla mnie wyzwaniem. To przyjaciele, którzy mi mówią: „To niedobre, to za długie, to za tanie, to za przeciętne". Razem staramy się dźwignąć film intelektualnie i artystycznie. Ale gdzieś na końcu, jak już trzeba podjąć ostateczną decyzję, to i tak zostaję sam ze swoimi lękami i wątpliwościami.

Od siedmiu lat opowiada ?pan na ekranie o trudnych relacjach ludzi najbliższych, przede wszystkim matki ?i syna. Pana spojrzenie ?na tę relację zmienia się ?z upływem czasu?

Nie. Po prostu przyglądam się temu związkowi z różnych perspektyw. W „Zabiłem moją matkę" syn nienawidził matki i odrzucał ją, oskarżał o zaborczość i niszczenie mu życia. W „Na zawsze Laurence" matka odrzucała syna. Teraz, w „Mamie", nikt nikogo nie odrzuca. To społeczeństwo nie pozwala im kochać się tak, jak by chcieli. Oboje mają w genach pewien rodzaj słabości. Nie pasują do ogólnie przyjętego modelu rodziny, a trzeba mieć wiele odwagi, żeby powiedzieć: „Zrywam ze schematami, jestem sobą". Syn jest chory, ma skazę psychiczną, bywa słodki, ujmujący i charyzmatyczny, a za chwilę przypomina bombę atomową, która w każdej chwili może wybuchnąć. Matka jest jak nastolatka, trochę nieodpowiedzialna, naiwna, niedająca sobie rady z własnymi ambicjami i oczekiwaniami innych. Więc to nie jest tak, że moje opinie na temat relacji matka–syn zmieniły się, ja po prostu w każdym z filmów pokazuję inne spojrzenie warianty tych stosunków.

Kiedyś pan nie krył, że filmowe opowieści o matce naznaczone są własnymi doświadczeniami i traumami.

Mam 25 lat. Nie mogę opowiadać o kryzysie wieku średniego, bo nic o nim nie wiem. Robię filmy o tym, co znam: o trudnej miłości, o inności, która dotknęła mnie bardzo wcześnie, gdy zdałem sobie sprawę z własnego homoseksualizmu i musiałem stawić czoło otoczeniu, a wreszcie o transseksualizmie. A relacja matka–syn? No, dobrze. Też wynika z moich doświadczeń. W pierwszym filmie chciałem matkę ukarać, w drugiej pozwalałem jej się zemścić, teraz zaś wyciągam rękę na zgodę. ?O więcej proszę nie pytać.

W pana filmach nie pojawia się nigdy ojciec. Dlaczego?

Facetów na ekranie jest dostatecznie wielu, a moim zdaniem kobiety są bardziej interesujące. Matki, żony, ofiary, głupie blondynki, intelektualistki, czyjeś przyjaciółki, szwagierki – wszystkie one mnie ciekawią. I kocham obserwować, jak wygrywają. Ja zresztą nie mam wzorów ojca. Kiedy byłem dzieckiem, nie byliśmy ze sobą blisko. Matka wychowywała mnie sama. Ojciec aktor zdarzał się od święta. Potem założył drugą rodzinę, a ja – znów – lepiej dogadywałem się z jego żoną niż z nim.

Ale zaraził pana kinem.

Czy to on? Zacząłem występować w reklamówkach jako czterolatek. Uwielbiałem to. Kamery, ruch, chaos, który nagle zamieniał się w ściśle określoną scenę. Ale potem wszystko się urwało. Jak skończyłem 14 lat, mój telefon zamilkł. Przestałem być sympatycznym dzieckiem i już mnie nie potrzebowali. Pewnie dlatego zacząłem reżyserować. Napisałem dla siebie scenariusz. Chciałem go nawet komuś oddać, ale zrozumiałem, że wtedy producent nie zaangażuje mnie do głównej roli, tylko wymyśli jakiegoś kasowego dupka. A to było moje życie, moje traumy. Dlatego wszystko, co miałem, co zarobiłem na tych dziecięcych reklamach, włożyłem w „Zabiłem moją matkę". Do dzisiaj wszystkie swoje pieniądze wkładam w filmy. Ludzie mówią: „Ale ty odniosłeś sukces!". Jakiś odniosłem, ale na pewno nie finansowy. Żyję dość skromnie, prawie nie mam oszczędności. Dbam tylko, żeby nie stanęła produkcja.

Powtarza pan, że najważniejszy w kinie jest własny styl. Czym on dla pana jest?

Styl to wiedzieć, kim jesteś. Wiedzieć, dlaczego krzyczysz, dlaczego płaczesz, co myślisz, co jest dla ciebie ważne. Dopiero jak to wiesz, możesz robić filmy. Mówić innym, jak widzisz świat.

A pan kim jest? Jak się pan przez te ostatnie lata zmienił?

Jako artysta wiele się nauczyłem z własnych błędów. Staram się ich głupio nie powtarzać. Ważniejsze stało się też dla mnie intelektualne zaplecze kina. A jako człowiek... cóż, zrozumiałem, że w tym interesie trzeba nabrać dystansu. Do siebie, do ludzi. Próbuję się stać lepszą osobą. Być bardziej pobłażliwym dla ludzi, ale też dla cudzych gustów. Nie odwracam się od zjawisk, które kiedyś lekceważyłem. Na przykład od kina komercyjnego. Idę na „Thora" i dobrze się bawię. Pięć lat temu nie pozwoliłbym sobie na to, uznałbym to za coś poniżej mojej godności. Teraz oglądam Chrisa Hemswortha i nie czuję się grzesznikiem. Odrzucam te buńczuczne, młodzieńcze założenia, które prowadzą do pogardzania czymś lub kimś.

Jak dzisiaj przyjmuje pana kanadyjskie środowisko filmowe? Przez jakiś czas starało się pana nie dostrzegać.

Jak byłem dzieciakiem ?– prawdziwym dzieciakiem, nie takim jak teraz – kiedy miałem 15, 16 lat, chodziłem na premiery sztuk teatralnych w Montrealu. Ludzie się śmiali: co to za gówniarz, taki natrętny i zarozumiały. Dobija się o wejściówki ?i opowiada: „Jak będę jechał do Cannes...". Teraz dzwonią i pytają o robotę. Stali się mili. I w porządku, szanuję ich. ?Ale nauczyłem się ostrożności. Wyłuskuję ludzi, którzy są w moim życiu z pewnych powodów. Prawdziwych przyjaciół, którzy nie zjawiają się tylko po rolę. Bo coraz częściej widzę kogoś, kto ?– czuję to – nienawidzi mnie przez cały wieczór, a w końcu podchodzi: „Fajny film zrobiłeś. O, a to jest moja dziewczyna. Jest aktorką". Mówię: „Miło cię poznać, masz ładną sukienkę". ?I odchodzę.

Pana życie toczy się bardzo szybko. Ma pan 25 lat, cztery filmy pokazywane w Cannes, jeden w Wenecji. Nie boi się pan, że to za szybko? Że się pan wypali?

Nie. Takie życie sobie wybrałem, takie budowałem. Choć... W jednym ma pani rację. Tęsknię za odrobiną nudy, normalności. Jestem zakochany. Przed rokiem kogoś poznałem. Chłopaka, który niewiele o mnie wiedział, niczego ode mnie nie chciał. Więcej nie powiem, to moje prywatne sprawy. Ale robię sobie przerwę. Wracam do szkoły, chcę studiować historię sztuki i germanistykę. Jestem z tego powodu bardzo podekscytowany. Będę się teraz uczył i prowadził studenckie życie.

Niezwykła kariera

Xavier Dolan, kanadyjski reżyser, scenarzysta, aktor. Rocznik 1989. Jedna z najbardziej efektownych karier filmowych ostatnich lat. Syn aktora Manuela Tadrosa, jako dziecko grał w reklamach i filmach, m.in. horrorach „Martyrs" i „Skazani na strach". W 2009 r. dostał w Cannes Złotą Kamerę za debiut „Zabiłem moją matkę". Zarówno ten tytuł, jak i następne: „Wyśnione miłości", „Tom", „Mama", to obrazy osobiste i bolesne, naznaczone jego osobowością: niepokornego chłopaka szukającego prawdy o relacjach z najbliższymi, geja poobijanego przez świat pełen nietolerancji. Indywidualisty, który chce pozostać sobą w zunifikowanym zachodnim społeczeństwie. Dziś mówi, że chce zrobić przerwę w pracy. Jeśli zachowa wrażliwość, po powrocie ma szansę się stać ważnym twórcą współczesnego kina.

bh

Zobacz galerię zdjęć

Jako 19-latek pokazał pan w canneńskiej sekcji „Piętnastka realizatorów" film „Zabiłem moją matkę". Rok później „Wyśnione miłości" trafiły do oficjalnego programu festiwalowego. W 2012 roku w Cannes poruszenie wywołał „Na zawsze Laurence". Potem na chwilę zdradził pan Lazurowe Wybrzeże, gdy „Tom" został zakwalifikowany do głównego konkursu weneckiego. „Mama" zrobiła furorę w Cannes w tym roku. Wielu widzów i krytyków uznało ją za najciekawszy film festiwalu. Od tego pasma sukcesów nie dostał pan zawrotu głowy?

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Kultura
Perły architektury przejdą modernizację
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace