Agnieszka Holland: Wolność i niezależność artystów nie jest pewna

Wybitna reżyserka niezwykle spokojnym, ale i pełnym bezradności głosem, mówiła na współKongresie Kultury w Warszawie o klientyzmie artystów, strachu i zastraszaniu – także w kontekście sytuacji w PISF.

Publikacja: 07.11.2024 16:42

Agnieszka Holland

Agnieszka Holland

Foto: PAP/Leszek Szymański

Można było odnieść wrażenie, że Agnieszka Holland odniosła się pośrednio do tego, co powiedziała ministra kultury Hanna Wróblewska podczas inauguracji kongresu, stwierdzając, że będzie bronić instytucji kultury.

- Na pewno instytucje kultury są ważniejsze niż poszczególni twórcy, ale instytucje kultury nie istnieją bez kuratorów, a tym, co zabija naszą wyobraźnię, sztukę i twórczość są algorytmy, myślenie „ja dam pieniądze, a wy to musicie obejrzeć” – mówiła reżyserka. - Przed takim procesem bronią właśnie kuratorzy muzeów i wystaw, wydawcy, producenci, zespoły filmowe, festiwale filmowe – ci wszyscy, którzy z ogromnego bajora algorytmów ratują wartości i rzucają na nie światło, wzbudzając zainteresowanie odbiorców. Ale kuratorzy, żeby pełnili tę funkcję, muszą być niezależni. Jeżeli są poddani naciskom komercyjnym i politycznym, kiedy mówi się im, co mają pokazywać - jak zachować niezależność? Już teraz widzimy, że to się nie uda.

Czytaj więcej

Co artyści powiedzą o władzy

Agnieszka Holland i smutek w sprawie PISF

Kontynuując Agnieszka Holland stwierdziła:

- Reprezentuję twórców filmów pełnometrażowych dystrybuowanych w salach kinowych, którzy są w szczególnie trudnej sytuacji. Film tym się różni od innych sztuk, że nie można go stworzyć, a już na pewno dystrybuować, bez dużych pieniędzy, które w Europie posiadają publiczne instytucje. Jednak publiczne finansowanie oznacza wpływ polityków na to, co robimy. Tymczasem w najważniejszej dla filmowców instytucji, Polskim Instytucie Sztuki Filmowej, niedawno wybrana w konkursie dyrektorka została odwołana przez panią ministrę, a potem okazało się, że dyrektorka została skłoniona do podania się do dymisji, co uznała za niesprawiedliwe wymuszenie, którego powodów nie rozumie. Zostało też przeciwko niej skierowane zawiadomienie do prokuratury. Głównym moim uczuciem, gdy zapoznałam się z tymi zdarzeniami było poczucie strasznego smutku, bo wszystkie zapewnienia o tym, że będzie inaczej, transparentnie, sprawiedliwie, a wszystko wolne i niezależne, zaś ludzi oraz ich podmiotowości będzie się szanować - to wszystko, co wydawało wartością, której nie możemy porzucić, w tej chwili właściwie nie jest pewne. Bo jeżeli nawet ludzie, których szanuję, których objęcie władzy w resortach mi bliskich przyjęłam z ogromną ulgą i radością, jeśli oni zachowują się w taki sposób – a nie oceniam meritum sprawy, chodzi mi o samą formę tego, jak się wszystko odbywa i jak toksyczny jad wsącza się natychmiast w krwioobieg naszych wzajemnych stosunków – to komu ja mam wierzyć?

Czytaj więcej

Ministerstwo Kultury odpowiada: Sprawa Karoliny Rozwód jest w prokuraturze

Kongres w 2024 r i w 2009 r.

Agnieszka Holland mówiła, że trudno jest jej wypowiadać się na początku kongresu, bo nie ma w niej ani entuzjazmu, ani nawet dobrego gniewu, jak podczas kongresu w 2009.

- Ja nie wiem, na kogo mam się gniewać. Na panią Hankę Wróblewską, którą zawsze ceniłam i lubiłam? Mam się gniewać na Karolinę Rozwód, która zyskała prawie wszystkie głosy niezależnej komisji i była znana z tego, że jest menadżerką służącą kulturze w uczciwy sposób? - pytała artystka. - Mam wrażenie, że to wszystko, cośmy powiedzieli i zrobili przez poprzednie lata, wartości, o które żeśmy walczyli - odbijają się jak od ściany od rzeczywistości politycznej, społecznej czy w ogóle nowoczesności, w której zachowujemy się strasznie reaktywnie jako twórcy. Przede wszystkim reaktywnie zachowują się politycy.

Agnieszka Holland podkreśliła:

- Uświadomiliśmy sobie po zrywie kongresu z 2009 r., że bez polityków i bez polityki, bez instytucji politycznych nie będziemy w stanie przeprowadzić zmian, które zaprojektują naszą wyobraźnię i nasze potrzeby w przyszłości. Teraz mam wrażenie, że o ile w ówczesnych politykach był pewien rodzaj arogancji wobec kultury, to było też nasza nadzieja, że zmiany są możliwe, że idziemy w jakimś kierunku. Teraz jedynym takim motorem działania jest strach. Nie wierzę, że strach może uruchomić wyobraźnię innego typu niż strach przed kolejnym zagrożeniem. Jeżeli będziemy patrzeć w przyszłość tylko w kategoriach zagrożenia, jeżeli będziemy oglądać inność tylko w kategoriach zagrożenia i konkurentów – to nigdy nie zaprojektujemy niczego pozytywnego w przyszłości.

- Naszą jedyną nadzieją są wyobraźnia i sztuka, ale sztuka potrzebuje również również stabilności – mówiła Holland. - Powiedzmy sobie to jasno i szczerze: zrozumieliśmy, że jedyną naszą możliwością przetrwania braku pieniędzy, w zależności od różnych instytucji w pandemii, we wszystkich tych plagach, które na nas spadły – jest klientelizm, położenie uszu po sobie i zindywidualizowanie naszych zabiegów.

Uświadomiliśmy sobie po zrywie kongresu z 2009 r., że bez polityków i bez polityki, bez instytucji politycznych nie będziemy w stanie przeprowadzić zmian, które zaprojektują naszą wyobraźnię i nasze potrzeby w przyszłości.

Reżyserka mówiła też w odniesieniu do procesów społecznych.

- Dziś nie ma we mnie wiary, bo politycy działają reaktywnie, wsłuchują się w opinię publiczną, potem tworzą algorytmy, które na tę opinię wpływają i odpowiadają na potrzeby tej opinii. Politycy widzą, że  właśnie strach jest najłatwiejszym narzędziem. Ludzie się boją, pokazując pośrednio politykom, że trzeba ich dalej straszyć i mówić o bezpieczeństwie. Politycy zaś reagują na to, co sami niejako wyprodukowali. To koło toczy się w taki sposób, że wszyscy znajdujemy się w jego wnętrzu jak szczury czy myszki, które biegają nie mogąc się z tego koła wydostać. Co zrobić żebyśmy się z niego wydostali? Ja nie mam odpowiedzi.

Kultura w świecie Trumpa i Orbana

Agnieszka Holland proponowała:

- Zastanówmy się, kim my jesteśmy dla polityków, społeczeństwa, jak mamy budować nasz elementarny autorytet? Zrobiłam sporo filmów historycznych, te najważniejsze dotyczyły II wojny światowej, lat 20, 30, 40 XX wieku, Holokaustu i ukraińskiego hołodomoru. Robiłam te filmy nie dlatego, że lubię przebywać w rzeczywistości zbrodni przeciw ludzkości. To trudna rzeczywistość i jak obliczyłam spędziłam ponad 8 lat mojego życia, przypominając o tym, co uczuliło mnie na pewien rodzaj zagrożeń. Robiłam te filmy, dlatego że miałam wrażenie, że ład zbudowany po II wojnie światowej w Europie, a także szczepionka Holokaustu, stworzyły przestrzeń bezpieczeństwa. Są nią praworządne państwa prawa, prawa człowieka, szacunek dla innego, dążenie do równości, zaprzeczenie rasizmowi i nacjonalizmowi. Teraz jednak zaczynamy żyć w świecie, gdzie nic nas nie chroni i wydaje mi się, że jesteśmy na równi pochyłej. Dlatego między innymi zrobiłam film „Zielona granica”, który już nie opowiadał o przeszłości, tylko o tym, co tu i teraz. Co działo się przed trzema laty, ale wciąż się dzieje, w tym momencie, kiedy tu siedzimy i wszyscy godzimy się właściwie na to, że tak musi być, bo jeżeli okażemy rzeczywiste, niedeklaratywne przywiązanie do naszych wartości – to przegramy z falą populizmu i brunatnego faszyzmu, która podnosi się wysoko. I żeby się utrzymać - musimy naszą wagę, naszą masę przystosować do tej fali, inaczej utoniemy. Tak uważają demokratyczni, mainstreamowi politycy w Europie i nie tylko w Europie. Jakiej wyobraźni potrzebujemy, żeby to przebić? Co my możemy zrobić? Może tylko my możemy coś zrobić, bo politycy już sprzedali wyobraźnię za komfort?

Kolejne pytanie brzmiało:

- Dlaczego demokratycznie wybrani politycy sięgają po język populistów? Czy dlatego, że tak lubią? Czy może dlatego, że właśnie ta przestrzeń, którą my reprezentujemy – nie dostarcza im alternatywy tak skutecznej, że zyskaliby możliwość nie grania w tę samą grę, co Orban i Trump.

Można było odnieść wrażenie, że Agnieszka Holland odniosła się pośrednio do tego, co powiedziała ministra kultury Hanna Wróblewska podczas inauguracji kongresu, stwierdzając, że będzie bronić instytucji kultury.

- Na pewno instytucje kultury są ważniejsze niż poszczególni twórcy, ale instytucje kultury nie istnieją bez kuratorów, a tym, co zabija naszą wyobraźnię, sztukę i twórczość są algorytmy, myślenie „ja dam pieniądze, a wy to musicie obejrzeć” – mówiła reżyserka. - Przed takim procesem bronią właśnie kuratorzy muzeów i wystaw, wydawcy, producenci, zespoły filmowe, festiwale filmowe – ci wszyscy, którzy z ogromnego bajora algorytmów ratują wartości i rzucają na nie światło, wzbudzając zainteresowanie odbiorców. Ale kuratorzy, żeby pełnili tę funkcję, muszą być niezależni. Jeżeli są poddani naciskom komercyjnym i politycznym, kiedy mówi się im, co mają pokazywać - jak zachować niezależność? Już teraz widzimy, że to się nie uda.

Pozostało 88% artykułu
Kultura
Co artyści powiedzą o władzy
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Kultura
Dyrektor państwowego instytutu złożyła rezygnację. Teraz ją wycofuje i oskarża ministerstwo
Kultura
Marina Abramović w Zurychu
Kultura
Pierwszy weekend MSN: 50 tysięcy zwiedzających
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Kultura
Lennon po polsku? Na co można pozwolić sztucznej inteligencji?
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni