Można było odnieść wrażenie, że Agnieszka Holland odniosła się pośrednio do tego, co powiedziała ministra kultury Hanna Wróblewska podczas inauguracji kongresu, stwierdzając, że będzie bronić instytucji kultury.
- Na pewno instytucje kultury są ważniejsze niż poszczególni twórcy, ale instytucje kultury nie istnieją bez kuratorów, a tym, co zabija naszą wyobraźnię, sztukę i twórczość są algorytmy, myślenie „ja dam pieniądze, a wy to musicie obejrzeć” – mówiła reżyserka. - Przed takim procesem bronią właśnie kuratorzy muzeów i wystaw, wydawcy, producenci, zespoły filmowe, festiwale filmowe – ci wszyscy, którzy z ogromnego bajora algorytmów ratują wartości i rzucają na nie światło, wzbudzając zainteresowanie odbiorców. Ale kuratorzy, żeby pełnili tę funkcję, muszą być niezależni. Jeżeli są poddani naciskom komercyjnym i politycznym, kiedy mówi się im, co mają pokazywać - jak zachować niezależność? Już teraz widzimy, że to się nie uda.
Czytaj więcej
W dniach 7–9 odbędzie się współKongres Kultury, którego tematy wybrano w głosowaniu. Najwięcej głosów otrzymał panel „Jak zapobiegać nadużyciom władzy w instytucjach kultury?”.
Agnieszka Holland i smutek w sprawie PISF
Kontynuując Agnieszka Holland stwierdziła:
- Reprezentuję twórców filmów pełnometrażowych dystrybuowanych w salach kinowych, którzy są w szczególnie trudnej sytuacji. Film tym się różni od innych sztuk, że nie można go stworzyć, a już na pewno dystrybuować, bez dużych pieniędzy, które w Europie posiadają publiczne instytucje. Jednak publiczne finansowanie oznacza wpływ polityków na to, co robimy. Tymczasem w najważniejszej dla filmowców instytucji, Polskim Instytucie Sztuki Filmowej, niedawno wybrana w konkursie dyrektorka została odwołana przez panią ministrę, a potem okazało się, że dyrektorka została skłoniona do podania się do dymisji, co uznała za niesprawiedliwe wymuszenie, którego powodów nie rozumie. Zostało też przeciwko niej skierowane zawiadomienie do prokuratury. Głównym moim uczuciem, gdy zapoznałam się z tymi zdarzeniami było poczucie strasznego smutku, bo wszystkie zapewnienia o tym, że będzie inaczej, transparentnie, sprawiedliwie, a wszystko wolne i niezależne, zaś ludzi oraz ich podmiotowości będzie się szanować - to wszystko, co wydawało wartością, której nie możemy porzucić, w tej chwili właściwie nie jest pewne. Bo jeżeli nawet ludzie, których szanuję, których objęcie władzy w resortach mi bliskich przyjęłam z ogromną ulgą i radością, jeśli oni zachowują się w taki sposób – a nie oceniam meritum sprawy, chodzi mi o samą formę tego, jak się wszystko odbywa i jak toksyczny jad wsącza się natychmiast w krwioobieg naszych wzajemnych stosunków – to komu ja mam wierzyć?