„Gratulacje panie prezydencie! Przed nami świetne mistrzostwa świata oraz klubowy mundial w Stanach Zjednoczonych. Futbol jednoczy świat” – napisał Infantino, kiedy stało się już jasne, że Trump wróci do Białego Domu. Zobaczyliśmy też archiwalne zdjęcia, na których szeroko uśmiechnięty Szwajcar ściska dłoń miliardera i pozuje, trzymając koszulkę z jego nazwiskiem oraz numerem 26. To cyfry nieprzypadkowe, bo za dwa lata Stany Zjednoczone staną się stolicą świata futbolu.
To dla piłkarskiej federacji impreza ważna i lukratywna. FIFA buduje pozycję na pozaeuropejskich rynkach, a USA wciąż – mimo wielu prób, wśród których była także organizacja mundialu w 1994 roku – pozostają pod wieloma względami dla futbolu lądem dziewiczym. Latem przyszłego roku odbędą się tam pierwsze klubowe mistrzostwa świata, a za dwa lata Stany Zjednoczone będą z Meksykiem i Kanadą gospodarzami mundialu, który szef FIFA uważa za swój sukces.
Wybory w USA. Jak Donald Trump walczył o organizację piłkarskiego mundialu
Infantino zawsze czuł się dobrze w towarzystwie polityków, zupełnie jakby uważał, że szef Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA) to ktoś równy głowom państw. Flirtował więc z najpotężniejszymi: saudyjskim księciem koronnym, emirem Kataru czy Władimirem Putinem. Ten ostatni nawet go odznaczył, a my zastanawialiśmy się, czy Szwajcara z prezydentem Rosji łączy coś więcej niż interesy, bo może nawet jest między nimi męska przyjaźń.
Szef FIFA bliskie relacje nawiązał także z Trumpem. Interes miały w tym obie strony, bo czas pierwszej prezydentury miliardera zbiegł się z okresem starań Stanów Zjednoczonych o organizację mundialu. Jednym z ludzi, który najmocniej zaangażował się w lobbing za amerykańską kandydaturą, stał się Jared Kuchner. Zięć prezydenta miał chociażby osobiście rozmawiać na ten temat z faktycznie rządzącym Arabią Saudyjską Mohammedem Bin Salmanem, którego poparcie miało duże znaczenie.