Jacek Siewiera, szef BBN, spytany wprost, czy prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz zaproponował mu start w wyborach prezydenckich, najpierw znacząco zamilkł, po czym odparł, że o tym należałoby rozmawiać z jego przełożonym, czyli prezydentem Andrzejem Dudą. To nie była nawet odpowiedź z gatunku „nie potwierdzam, nie zaprzeczam”. To było potwierdzenie.
Dlaczego PSL-owi powinno zależeć na pokazaniu, że nie jest skazany na Koalicję Obywatelską?
Dlaczego szef BBN ujawnił kuluarowe rozmowy, które – jak wszystko na to wskazuje – były na razie tylko sondowaniem Siewiery ze strony ludowców? Można na to spojrzeć z dwóch perspektyw. Z perspektywy PSL upublicznienie takiej informacji może być korzystne, ponieważ zwiększa polityczną wagę tej partii. Bo w polityce najgorszą sytuacją jest brak alternatywy.
Czytaj więcej
- Mamy bardzo dobre relacje z ministrem obrony narodowej - mówił w rozmowie z TVN24 szef BBN Jacek Siewiera.
Taki problem mają dziś koalicjanci KO w rządzie Donalda Tuska. Z jednej strony są Koalicji Obywatelskiej niezbędni do posiadania większości, z drugiej – trudno czasem nie odnieść wrażenia, że Tusk i jego partia są w stanie narzucać agendę w rządzie i „naginać” partnerów do swojej woli, bo ci wydają się na KO skazani. Z tej perspektywy najsilniejszy argument, jaki ma w koalicji każdy jej uczestnik – czyli groźba wyjścia z rządu – jest trudny do wykorzystania, bo jaki inny rząd miałby się z tego trzęsienia ziemi wyłonić? Wykluczanie, niemal z definicji, współpracy z Jarosławem Kaczyńskim i PiS oznacza, że nawet przedterminowe wybory oznaczałyby co najwyżej odtworzenie obecnej koalicji albo – w scenariuszu pesymistycznym – powrót do opozycji.