18 grudnia, Sąd Okręgowy we Wrocławiu, rozpatrując zażalenie jego obrońców na przedłużenie do 1 stycznia tymczasowego aresztu dla byłego posła, postanowił, że może on opuścić areszt po wpłaceniu 2 mln zł kaucji do 26 grudnia. Biznesmenowi nie udało się uzbierać kwoty. 30 grudnia Sąd Okręgowy w Warszawie przedłużył areszt o trzy miesiące, ale jednocześnie orzekł, że jeśli Palikot do 31 stycznia wpłaci 2 mln zł kaucji, to wyjdzie na wolność. Tym razem się udało. Prokuratura Krajowa informowała, że wpłata pieniędzy pozwala zwolnić Palikota z aresztu jeszcze w poniedziałek.
Janusz Palikot: 120 dni w „śmierdzącym lochu”
Pod budynkiem aresztu Palikot rozmawiał z dziennikarzami. Według relacji Polsat News, powiedział, że spędził 120 dni na "trzech metrach kwadratowych i 23 godzinach na dobę bez możliwości wyjścia". Jego zdaniem warunki w areszcie były "poniżej wszelkiej krytyki".
- To niemożliwe, żeby w XXI wieku ciepła woda była ograniczona: trzy razy dziennie po godzinę, żeby człowiek mógł się umyć raz na cztery dni, żeby nie było szmaty do wytarcia podłogi – musiałem wycierać ścierką do naczyń podłogę w swojej własnej celi, w której codziennie zbierałem tyle kurzu, bo cela jest z XIX wieku, jest śmierdzącym lochem – stwierdził. Dodał jednak, że strażnicy, wychowawca, psycholog to byli „zaskakująco sensowni” ludzie"
- Z nimi można byłoby można zrobić nowoczesną służbę więzienniczą, a nie to dziadostwo, w którym tkwimy. Celę dla Zbyszka Ziobry w każdym razie zwalniam – powiedział.
Dodał jednak, że każdemu poleca „krótką wizytę w więzieniu, żeby usłyszeć, jak ci, co kochają, zadzwonią wzruszeni”. - Bez ich wysiłku, zbierania pieniędzy, których ja teraz nie mam, w ogóle bym nie wyszedł - powiedział.