Wskazała działania potrzebne, by poprawić obecną sytuację w kulturze. – Po pierwsze, zaczęłabym od badań, bo brakuje nam danych. To powoduje, że nie wiemy, jak działać i realizować projekty własne lub zlecone. Drugą sprawą jest edukacja, ale nie artystyczna, a kulturalna. Największe nakłady na kulturę, przeszło połowa, pochodzą z budżetów domowych. W Polsce są one na poziomie 4 proc., podczas gdy w Europie Zachodniej to 10 proc. Co gorsze – tendencja jest tutaj spadkowa. Trzecią kwestią jest legislacja i wprowadzenie jasnych przepisów. Ustawa o uprawnieniach artysty zawodowego i implementacja dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym są krokiem w tym kierunku. Ale chodzi także o wprowadzenie różnego rodzaju zachęt. Np. Hiszpania zaoferowała młodym ludziom 400 euro z przeznaczeniem na uczestnictwo w wydarzeniach muzycznych. Podobne inicjatywy od dawna funkcjonują we Francji czy Brazylii. Czwartą kwestią jest dialog na linii samorząd–instytucje narodowe. Jest on niezbędny – wymieniała Tamara Kamińska.
Fałszywa dychotomia
Bardzo szeroko o rynku kultury, a także o działaniach podmiotów rynku mediów w tym obszarze mówił Maciej Strzembosz, producent filmowy i scenarzysta.
Jego zdaniem dychotomia dotycząca sposobu finansowania kultury przez państwo lub kapitał prywatny w obecnym świecie „jest zdecydowanie fałszywa". Istnieje bowiem także finansowanie parametryczne, polegające na tym, że na mocy ustawy podmioty korzystające z danej dziedziny kultury finansują jej rozwój. Tak działa Polski Instytut Sztuki Filmowej, jak to określił Strzembosz, „największy sukces w dziedzinie instytucji kultury XXI wieku; powstanie PISF zrewolucjonizowało rynek kinematografii, który był w stanie agonii".
– Obecnie większość filmów w Polsce powstaje bez państwowego wsparcia – podkreślił Maciej Strzembosz. – Kluczowe dla rozwoju tego przemysłu było to, że Agnieszka Odorowicz, kiedy była szefową Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, z niepaństwowych pieniędzy scyfryzowała małe kina, poszerzając rynek. Rozumienie tego, że aby rozwijać dany przemysł, trzeba poszerzać rynek, jest kluczem, którego brakuje polskim politykom – powiedział producent filmowy i scenarzysta.
Finansowanie parametryczne jest odporne na wstrząsy polityczne. – Ponieważ nie pochodzi z budżetu, rząd nie może powiedzieć: „jak będziecie niegrzeczni, to wam przytniemy kasę". Jest ono kluczem do niezależności kultury – podkreślił Maciej Strzembosz.
Eksperci rozmawiali także o rozwiązaniach długofalowych i sposobach finansowania sektora kreatywnego zarówno ze środków państwowych, jak i prywatnych i pożądanych zmianach w tym zakresie. Zgodzili się, że powinny to być rozwiązania systemowe, także na poziomie ustawowym.
Dlatego ich zdaniem tak ważne jest uznanie roli twórców i producentów kultury i właściwe ich wsparcie, w tym poprzez skuteczną ochronę praw autorskich oraz przyjęcie procedowanej obecnie ustawy o uprawnieniach artystów zawodowych. Ale także wdrożenie efektywnego systemu opłat reprograficznych. Są to rekompensaty na rzecz uczciwej kultury, wypłacane artystom w zamian za nieodpłatne korzystanie z ich dzieł. Dzięki nim kopiowanie i odtwarzanie muzyki, filmów, książek czy obrazów na użytek własny, rodziny czy przyjaciół jest darmowe i w pełni legalne.
Jak podaje na swojej stronie Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, rekompensata taka istnieje w większości krajów świata. W Unii wynika z dyrektywy 2001/29/WE. Jest pobierana od urządzeń służących do kopiowania i odtwarzania utworów chronionych, m.in. smartfonów, komputerów, tabletów, kopiarek, odtwarzaczy czy SmartTV oraz czystych nośników danych (płyt, dysków, pendrive'ów, kart pamięci, etc.). „Istnieje też w polskim prawie, jednak z powodu lobbingu korporacji HiTech lista urządzeń jest przestarzała, co czyni ją martwym przepisem", podaje resort kultury.
Materiał powstał we współpracy z Izbą Wydawców Prasy, Stowarzyszeniem Autorów ZAIKS oraz Stowarzyszeniem Filmowców Polskich – Związek Autorów i Producentów Audiowizualnych