Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
"Dziękuję ci, serce moje, / że nie marudzisz, że się uwijasz / bez pochlebstw, bez nagrody, / z wrodzonej pilności. / Masz siedemdziesiąt zasług na minutę. / Każdy twój skurcz / jest jak zepchnięcie łodzi / na pełne morze / w podróż dookoła świata...". Strofy wiersza Wisławy Szymborskiej były ostatnim tekstem, który Jerzy Bińczycki przeczytał na scenie swojego teatru z okazji dziesięciolecia pierwszej w Krakowie transplantacji serca i olimpiady osób po przeszczepach. W osiem dni później, 2 października 1998 roku, ustało bicie serca aktora.
Jerzy Bińczycki był wybitnym aktorem polskiego teatru, filmu, telewizji, radia. Od ukończenia w 1961 r. krakowskiej PWST grał role różnorodne - od Edka w "Tangu", przez Felicjana Dulskiego w serialu "Z biegiem lat, z biegiem dni..." Andrzeja Wajdy, po liczne postacie królów, filozofów, mędrców czy geniuszy. Aktor, reżyser, a od czerwca 1998 również dyrektor Starego Teatru w Krakowie, postrzegany był powszechnie jako troskliwy gospodarz Bogumił Niechcic. Ta rola w filmie i serialu "Noce i dnie" Jerzego Antczaka przyniosła mu największą popularność, utwierdzoną później postacią Profesora Wilczura w "Znachorze" Jerzego Hoffmana. Ostatni raz na planie filmowym Jerzy Bińczycki pojawił się jako Rózeczka w "Panu Tadeuszu" Wajdy.
- W teatrze - to miejsce w mojej działalności uważam za najważniejsze - byłem wykorzystywany w rolach osobników obcesowych, śmiesznych - mówił aktor w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". - Takich, którzy budują konflikt na scenie. Obsadzano mnie kontrastowo - od świętego aż po postacie bardzo cyniczne". I dodawał: "Aktorstwo jest jednym z tych zawodów, w których zawsze chce się pracować, niezależnie od zmęczenia, stanu ducha i kondycji. Mamy w sobie od lat zakorzeniony obowiązek służenia publiczności. Ona nie może odejść od kasy, nie można jej zawieść. Świat się zawali, jak się odwoła przedstawienie. (...) nasza twórczość wymaga lojalności wobec zespołu - odpowiedzialności całej kompanii za wspólny wysiłek. Wyrobiona samodyscyplina nie pozwala nam przynieść zwolnienia L-4, położyć na biurku w koordynacji i powiedzieć: "Przepraszam, jestem chory, nie gram". To nie są argumenty.
Cztery pierwsze lata zawodowe aktor spędził poza Krakowem - w Katowicach. Miał szczęście trafić na w spaniały zespół, przywieziony ze Lwowa przez Bronisława Dąbrowskiego. Bińczycki wspominał znakomity lwowski personel teatralny: od brygadiera sceny, maszynistów, inspicjentów, aż po reżyserów oraz aktorów, takich jak Zdzisław Hierowski, Bolesław Mierzejewski czy Halina Cieszkowska.