Tą operą-pastiszem Krzysztof Penderecki świadomie sięga po różnorodne wzorce, bawi się cudzymi technikami kompozytorskimi i cytatami z własnych utworów. W reżyserii i ze scenografią Waldemara Zawodzińskiego świetnie – i to nie tylko ze względu na muzykę – trafia w dzisiejszy czas.
Inspiracją dla Krzysztofa Pendereckiego było buntownicze dziełko Alfreda Jarry'ego. „Ubu Król" to parodia poważnych dramatów. Jarry naigrawa się z antycznych tragedii i szekspirowskich kronik historycznych.
Scena, w której Ubica namawia męża do królobójstwa, każdemu przecież nasuwa skojarzenie z „Makbetem". Historia zamachu stanu na polski tron jest parodią ociekających krwią historycznych przewrotów, wokół których powstało wiele nie tylko szekspirowskich dramatów. „Ubu Król" jest też swoistą polemiką z tradycją teatralną i dramatyczną.
Tadeusz Boy-Żeleński, pierwszy tłumacz tej sztuki na język polski, pisał: „Ubu to głupota olbrzyma o czole byka; głupota triumfalna, miażdżąca masą, jedynym swoim argumentem, wszystko, co mogłoby być sztuką, inteligencją, subtelnością, inicjatywą. To zły urzędnik, zły szef, tępy generał, to samo państwo i jego gospodarka, o ile się stosuje ślepe prawidła, nie troszcząc się o następstwa".
Postać to uniwersalna, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że „gdyby nie było Polski, nie byłoby Polaków", bo chamów żądnych władzy i reformatorów bez poczucia odpowiedzialności mamy nie od dziś w nadmiarze.