Dlaczego zabił się Petelicki

Generał popełnił samobójstwo, bo rzadziej zapraszały go media i miał kłopoty w biznesie – uznali śledczy.

Publikacja: 22.07.2013 01:11

Choć prokuratorzy nie znaleźli jednego konkretnego motywu samobójstwa Sławomira Petelickiego, uznali

Choć prokuratorzy nie znaleźli jednego konkretnego motywu samobójstwa Sławomira Petelickiego, uznali, że generał wybrał „honorowe” rozwiązanie problemów

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Twórca jednostki specjalnej GROM chciał „odejść honorowo", bo jego krytyka władz po katastrofie smoleńskiej zniechęcała dziennikarzy i miał kłopoty w interesach – wynika z postanowienia o umorzeniu śledztwa w sprawie samobójstwa gen. Sławomira Petelickiego, które poznała „Rz". Generała nikt nie nakłaniał do tej dramatycznej decyzji. Bliscy zmarłego nie odwołali się od decyzji śledczych. Jest ona już prawomocna.

Na bocznym torze

Śledczy przyznają, że nie znaleziono listu pożegnalnego. Jednak ich zdaniem poczynili ustalenia, które pozwalają im na określenie przyczyn dramatycznej decyzji. Zweryfikowali doniesienia mediów. Stwierdzili, że małżeństwo Petelickich było zgodne i nie planowało rozwodu. Według żony impulsem nie mogła też stać się sprzeczka, bo do takiej nie doszło. Wykluczono też problemy zdrowotne.

Prokurator wskazuje, że na kilka lat przed śmiercią znacznie spadły dochody generała. Jednak z zeznań rodziny wynika, że nie mieli problemów finansowych, a „osiągane dochody pokrywały ich wydatki".

Zdaniem śledczych generał mógł mieć poczucie odstawienia na boczny tor. Taki obraz wyłania się z przesłuchań znajomych. Najpierw generał utracił wpływ na jednostkę specjalną GROM, potem zniknął z życia publicznego.

Petelicki krytykował rząd Donalda Tuska za zaniedbania po katastrofie smoleńskiej, ujawnił też SMS, który 10 kwietnia miało rozesłać kierownictwo PO. Według świadków „zdecydowane sądy polityczne" po katastrofie sprawiły, że „przestał być zapraszany do mediów tak często jak wcześniej".

Zdaniem bliskich ostatnie dni życia nie zapowiadały tragedii. Trzy dni po śmierci miał zaplanowane spotkanie. Jednak są również zeznania, które wskazują, że był apatyczny, co miało być związane z brakiem „zajęcia równie ciekawego i dochodowego, jakie miał wcześniej", gdy miał kontrakt w dużej firmie doradczo-audytorskiej.

Gen. Gromosław Czempiński, znający Petelickiego jeszcze z czasów pracy w wywiadzie PRL, uważa, że doświadczenie generała można było wykorzystać efektywniej. – Na całym świecie tak jest, że tych ludzi nie zostawia się po odejściu ze służby – mówi „Rz".

Były antyterrorysta i poseł SLD Jerzy Dziewulski zwraca uwagę, że winna może być tu duża rotacja w służbach. – Petelicki nie był wyjątkiem. Każdy polityk, który przychodzi, przyprowadza swoich ludzi, by nie zarzucono mu, że nie ma swoich fachowców – ocenia.

W aktach śledztwa znajduje się informacja, że generał wspomniał, iż „odejdzie w sposób honorowy". Śledczy przyznają, że nie znaleźli „konkretnych motywów". Ich zdaniem Petelicki preferował „honorowe rozwiązania". Takie miał wybrać tym razem.

Ostatnie minuty

Prokuratorzy odtworzyli ostatnie chwile Petelickiego. Posłużyły im do tego głównie monitoring apartamentowca i zeznania bliskich. 16 czerwca 2012 r. o 15.16 zjechał do garażu. Miał tam trzy miejsca parkingowe, których kamera nie rejestrowała. Lewą rękę trzymał na wysokości biodra, by ukryć pistolet. 17 minut później kamera rejestruje „wydzielinę koloru czerwono-brunatnego", która wypływa spod samochodu żony generała.

Kobieta nie może się dodzwonić do męża. Po raz pierwszy pojawia się w garażu o 15.54. Dochodzi w okolice swojego auta, ale nic nie wzbudza jej podejrzeń. Na parking zjeżdża ponownie o 18.05. Chce sama wziąć wodę z metalowego schowka. Wcześniej prosiła o to męża. Za samochodami znajduje zwłoki. Kwadrans później patrol policji dostaje zgłoszenie od operatora.

Między 15.07 (zaparkowaniem przez żonę auta) a odnalezieniem ciała kamery nie rejestrują nic podejrzanego.

W aktach są zeznania osoby, która korzystała z miejsca przylegającego do tych zajmowanych przez Petelickich. Nie zauważyła nic szczególnego, gdy parkowała o 16. Godzinę później wyjeżdżała z parkingu. Wtedy „odniosła wrażenie, iż jakby ktoś był pomiędzy samochodami Petelickich". Dokładnie jednak nikogo nie widziała.

Zdaniem śledczych nic niepokojącego nie wykazały również oględziny miejsca zdarzenia. Na metalowej ścianie schowka znaleziono dwa metry nad ziemią owalne wgniecenie. Biegli stwierdzili, że mogło powstać po uderzeniu "antyrykoszetowego" naboju, którymi naładowany był magazynek broni generała. Nie udało się zidentyfikować odcisków palców na siodełku jednego z rowerów należących do Petelickich. Prokurator wskazuje, że blokował on wózek zakupowy, który pożyczali sąsiedzi.

Ślad lewego palca

Strzał padł z pistoletu generała. Znaleziono na nim linie papilarne „wskazującego palca lewej ręki Sławomira Petelickiego". Choć według informacji „Rz" generał był praworęczny. – To nie ma żadnego znaczenia w przypadku samobójstwa – tłumaczy Czempiński. Zapewnia, że wielokrotnie był świadkiem, jak Petelicki strzelał z lewej ręki. – Mieliśmy nawet takie zabawy – wspomina.

– Oficerowie służb są szkoleni do posługiwania się bronią obiema rękami – dodaje były dyrektor Biura Kryminalnego KGP insp. Marek Dyjasz.

Nadających się do identyfikacji śladów nie znaleziono na nabojach, łusce i magazynku pistoletu. Nie było tam też śladów DNA. „Przyczyną mógł być jego brak lub ewentualnie podprogowa ilość wyjściowego materiału badawczego" – czytamy w opinii. – Jeśli broń nie była od dawna używana, to nie powinno to dziwić. Smar i temperatura powstająca przy strzale robią swoje – komentuje Dziewulski.

Badanie pozostałości po wystrzale wymagało uzupełniającego przesłuchania biegłego. W opinii napisał on, że na lewej dłoni generała „ujawniono cząsteczki charakterystyczne i zgodne", a na prawej „zgodne z pozostałościami po wystrzale broni palnej". Nie przesądza to jednak o tym, że dana osoba strzelała. Równie dobrze mogła stać obok strzelca. Ekspert zeznał, że „na lewej dłoni (...) ujawniono więcej sumarycznie cząsteczek niż na prawej, jednak w badanym przypadku ręce były pokryte krwią (...) i to mogło mieć wpływ na wynik badania".

Sekcja zwłok odbyła się dwa dni po śmierci. Wykazała, że strzał oddany był z bliskiej odległości. Oględziny sądowo-lekarskie nie ujawniły śladów walki. Biegli wskazali jednak, że pojedyncze zasinienia w okolicy kolan, grzbietu i prawej łopatki mogły powstać na krótko przed śmiercią. Prokuratura uznała, że może mieć to związek z upadkiem po oddanym strzale lub treningami sztuk walki, które według zgromadzonych w śledztwie zeznań były przyczyną podobnych obrażeń w przeszłości.

Weryfikowali wywiady i artykuły

Wiele energii prokuratorzy poświęcili na wyjaśnianie wątków pobocznych. Informują o wynikach przesłuchania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i socjolog prof. Jadwigi Staniszkis, które wcześniej znane były z ich wypowiedzi medialnych. Rozmawiali oni o tzw. "liście osób zagrożonych", o której po śmierci Petelickiego, wspomniał Kaczyński.

Oboje zeznali, że nie chodzi o zagrożenie fizyczną eliminacją, ale o "wyciszanie pewnego środowiska czyli osób posiadających niewygodną wiedzę dla innych". Miało chodzić o działania podważające wiarygodność takich ludzi. W tym kontekście padło nazwisko zmarłego. W postanowieniu nie ma jednak informacji, by śledczy próbowali dociec, czy łączy się to z zeznaniami innych świadków, mówiących o odsunięciu generała na boczny tor.

Śledczy przesłuchali też dziennikarza, który informował o rzekomym szantażowaniu Petelickiego. Miał sprostować te doniesienia. Były żołnierz GROM, który udzielił wywiadu, o możliwości spreparowania samobójstwa, miał stwierdzić, że rozmowa została "podkoloryzowana".

W aktach sprawy znalazł się też list, którego autor opisał przebieg zabójstwa generała. Podał również nazwisko rzekomego sprawcy. Prokuratorzy sprawdzili, że osoba o takich danych nie istnieje. Ustalili również, że autor listu podobne doniesienia kierował również w innych sprawach karnych.

Twórca jednostki specjalnej GROM chciał „odejść honorowo", bo jego krytyka władz po katastrofie smoleńskiej zniechęcała dziennikarzy i miał kłopoty w interesach – wynika z postanowienia o umorzeniu śledztwa w sprawie samobójstwa gen. Sławomira Petelickiego, które poznała „Rz". Generała nikt nie nakłaniał do tej dramatycznej decyzji. Bliscy zmarłego nie odwołali się od decyzji śledczych. Jest ona już prawomocna.

Na bocznym torze

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Kraj
Ministerstwo uruchomiło usługę o wulgarnym akronimie. Prof. Bralczyk: To niepoważne