Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"
Hasło: PRL. Odzew: puste sklepy, kolejki, kartki. Tę powtarzaną od 20 lat wyliczankę potrafią dziś pewnie wyrecytować z pamięci nawet przedszkolaki. Wszystko to oczywiście prawda. Stało się godzinami, by kupić kilka rolek papieru toaletowego, którego i tak dla wszystkich nie wystarczało. W sklepach spożywczych między półkami hulał wiatr, owiewając czasem jakąś samotną butelkę octu, albo smutny słoik musztardy.
Kartki – skrupulatnie wycinane nożyczkami przez zgorzkniałe ekspedientki – pozwalały na zakup głodowych racji towarów w inny sposób oficjalnie niedostępnych. A jednak wrzucenie ich do worka z napisem „mroki komuny" nie jest najszczęśliwszym pomysłem. Mroczne były przyczyny, dla których je wprowadzono. Tragikomiczne konsekwencje.
W tamtym miejscu i czasie one same były jednak wartością pozytywną – obietnicą złożoną przez partię, że mimo szalejącego kryzysu i zupełnego braku wszystkiego obywatel coś jednak otrzyma. Wprowadzono je zresztą – o czym dziś nie chce się za bardzo pamiętać – na wyraźną prośbę tychże obywateli. Jedenasty z 21 słynnych postulatów „Solidarności" z sierpnia 1980 r. głosił wyraźnie: „Wprowadzić na mięso i przetwory kartki – bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji)".
Związkowy samobój
Wprowadzono więc, ale tak opieszale i po tak licznych interwencjach „Solidarności", że ostatecznie trafiły one do obiegu blisko rok po podjęciu decyzji – w kwietniu 1981 r. O niechęci, z jaką partyjni aktywiści podchodzili do kartek, świadczy zresztą już sam ich wygląd. Kiedy w 1976 r. Edward Gierek wprowadził reglamentację cukru, na rynek wypuszczono zgrabny bon towarowy o wymyślnej, jednocześnie ascetycznej i monumentalnej na socrealistyczną modłę grafice. Rzecz ciekawa – ich reprodukcje znalazły się na plakatach wyborczych szwedzkich prawicowców konkurujących z socjaldemokratami. Podpis brzmiał: „Czy chcesz tego w Szwecji".